niedziela, 28 marca 2010

Prawda o mieszkaniach

Już tak chyba w życiu jest, że człowiek po osiągnięciu pewnej granicy wieku, zastanawia się nad urządzeniem własnego "gniazdka". Perspektywą na własne mieszkanie dla 80% populacji w wieku 23 - 35 lat jest kredyt mieszkaniowy. Kiedy wyobrażam sobie, że ja miałbym taki kredyt zaciągnąć, przechodzą mnie ciarki. Proszę poczytajcie poniższy wpis internauty Franco, który pojawił się na onet.pl dnia 28.03.2010r. Pozwoliłem sobie skopiować text. Mam nadzieję, że nie pójdę siedzieć.

Ceny nieruchomości są ustawione pod Was - obecnych
20-30 latków, którzy w większości zamierzacie
założyć rodziny i z tą rodziną mieszkać "na
swoim". Na Was postanowili zarobić w ostatnich
latach developerzy, bankierzy, doradcy z biur
obrotu nieruchomościami (BON), którzy chcąc
wykorzystać fakt wyżu demograficznego i jego
wkraczanie w dorosłe życie, sztucznie zawyżają
ceny mieszkań, bo po prostu mają w tym interes -
im wyższa cena mieszkania, tym wyższa prowizja od
sprzedaży dla developera i doradcy, wyższe odsetki
dla banku. Nakręcali więc od kilku lat rynek,
wykorzystując m.in. media (np. artykuły
sponsorowane), które miały w społeczeństwie
wywołać panikę i obawę przed brakiem możliwości
zakupu mieszkania (dużo ludzi/mało mieszkań),
powodując lawinowe wykupywanie nieruchomości.

Coś na zasadzie ogłoszenia, że od 1. kwietnia
zamkną się wszystkie apteki i ludzie rzucają się
by zrobić zapas leków. Potem ten co zrobi zapas
leków, które miały zawyżone ceny, myśli, że złapał
srokę za ogon i jest szczęśliwy, że w ogóle te
leki ma.

Wracając do nieruchomości:
Wszystko szło po myśli developerów, ludzie
decydowali się na długoterminowe kredyty z
niebagatelnymi odsetkami, zgadzając się na
wieloletnie obciążenie swojego domowego budżetu.
Skąd ta ugoda?
Otóż Polacy dostali w swojej historii tyle po
tyłkach, że takie "przejściowe problemy"
traktujemy jak coś naturalnego, a obecna sytuacja
jest jedynie kryzysikiem. Wydatek często połowy
budżetu jest dla Polaków do przełknięcia i da się
z tym (wg. Polaka) żyć. Jesteśmy przyzwyczajeni,
że zawsze jest pod górkę. Po prostu uważamy, że w
tym kraju żyje się z krzyżem na ramieniu, że
trzeba się z tym pogodzić, że Polak jak nie ma
tematu do marudzenia to nie żyje. Od zawsze jest
przyzwolenie na dostawanie po głowie "dla
przyszłości dzieci, żeby chociaż one coś miały od
życia".

Spekulanci (m.in. banki zachodnie) obawiali się
wejścia Polski do UE i szybkiej emigracji, dlatego
lobbowali za wprowadzeniem okresów przejściowych
chociażby u najbliższych Polsce sąsiadów. Dlaczego
rząd nic nie robił, to już niech każdy sobie sam
odpowie jak lobbyści załatwiają takie sprawy np.
na cmentarzach.

Resztę miały załatwić problemy z transportem
spowodowane umiejscowieniem geograficznym
(samolot, prom, autokar). Dlatego liczono, że
Polak jest leń i nie będzie mu się chciało
wyjeżdżać za granicę w poszukiwaniu pracy,
musiałby też sporo wydać na transport (w 2004 był
to spory wydatek). Poza tym buńczuczny charakter
młodego Polaka podpowie mu, że nie po to studiował
5 lat, żeby z dyplomem specjalisty od spraw
żadnych, pracować np. u Angola na tzw. zmywaku, a
jak już pojedzie, to obudzi się w nim
mickiewiczowski romantyzm i zatęskni za rodziną,
jedzonkiem, szybko wracając z workiem pieniędzy do
Polski, gotowy by ten worek z kasą przeznaczyć -
jak nakazuje polska tradycja - na własny kąt. Ci
co by zostali znaleźliby pracę (przecież był mega
rozwój gospodarczy), bo ówczesny rynek pracy był
rynkiem pracownika, więc byle absolwent zarabiał w
miarę prawidłowo, a co za tym idzie - ludzie
łączyliby się w pary, zakładali rodziny i szukali
swojego, własnego lokum. Oczywiście zgodnie z
polskim zwyczajem - zadłużając się na 102 i
uważając to za normę.

I tu na spekulantów czekało zaskoczenie.

Polak zamiast zadłużyć się po uszy w banku w
Polsce, wolał sprzedać ostatnie portki by kupić
bilet na samolot i zacząć nowe życie na zachodzie.
Emigranci z workami pieniędzy nie chcą wracać
(prawie codziennie można przeczytać kolejne,
sponsorowane, PROPAGANDOWE artykuły o lawinie
powrotów z WB), BA! Kolejni młodzi wyjeżdżają
(widać, to po tym, że nie ma komu pracować na
emerytów), a ci co zostali, zasilają
najliczniejszą grupę bezrobotnych i sami
zastanawiają się nad wyjazdem. Przypomnę, że od
2011 Niemcy i Austria znoszą ograniczenia w
zatrudnianiu Polaków.

A TO PECH! i kto ma teraz kupić te drogie
mieszkania? Co robią developerzy?
Obrali taktykę przeczekania kryzysu. Przecież z
wysokich zarobków, kosmicznych marż i prowizji tak
trudno zrezygnować. Utrzymują ceny, dalej
reklamują swój towar, ściemniają, że ceny mieszkań
maleją (np. o śmieszne 1% - artykuł sprzed kilku
dni) albo, że wkrótce ich cena podskoczy. Takie
manewry mają przekonać tych którzy mają zdolność
kredytową i są gotowi kupić przeszacowane
mieszkanie, że właśnie już teraz jest odpowiedni
czas na zadłużenie i podpisanie cyrografu z
bankiem.

Spekulanci nadal sztucznie podkręcają temperaturę
i czekają na jelenia oraz powrót dobrych czasów...

Ktoś spyta: dlaczego nie opuszczą od razu o 20-30
czy nawet 40%, Przecież mieszkania sprzedawałyby
się jak ciepłe bułeczki. HA! Mniejsza cena to
mniejszy % od sprzedaży - po 1, a co ważniejsze,
to spowodowałoby nagle lawinowy spadek cen
nieruchomości i ogromną wrzawę na rynku.
Wybuchłaby ogromna afera. Najbardziej
zdenerwowaliby się obecni kredytobiorcy, którzy
dali się nabrać na wysoką cenę i zapewnienia o
okazji oraz ci nabici w butelkę przez BONy. W tej
chwili BONy bardzo często wyszukują osoby, które
chcą sprzedać na lokalnym rynku atrakcyjne
mieszkanie po niższej cenie od oferowanej przez
BON. Przedstawiciel takiego biura kontaktuje się
wówczas z indywidualnym oferentem i bajeruje go,
przekonuje, że biuro może spokojnie wyciągnąć
więcej z danej nieruchomości niż on chce. Koniec
końców sprzedawca zostaje nadal z mieszkaniem,
złudnie czeka na nabywcę, a BON jest zadowolony,
bo odpadł mu konkurent "psujący" rynek od którego
i tak wyciągnie prowizję w razie sprzedaży
nieruchomości.

Co ciekawe - spekulanci uczą się na swoich błędach
z przeszłości i są przygotowani na ewentualny
spadek cen mieszkań.
Po 1 - developerzy. Nie zastanawiało was nigdy
dlaczego opłaca im się stawiać nowe budynki,
kontynuować budowy, jeżeli sprzedaż słabo idzie?
Przecież większość nowych osiedli to ludzkie
pustynie, wieczorem w oknach nie dostrzeże się
zapalonego światła, a na połowie balkonów
wywieszone są reklamy zachęcające do
kupna/wynajmu. Nie taniej byłoby zostawić działkę
odłogiem, bez inwestowania w nią albo chociaż
wykorzystania w innym celu np. na pole golfowe?
Nie! Widać opłaca się im postawić budynek po
obecnej cenie, z obecnymi kosztami materiałów i
robocizny, bo i tak wiedzą, że na tym zarobią
nawet gdy obecne ceny mieszkań polecą na łeb na
szyję. Po 2 - przygotowały się BANKI. Każdy
kredytobiorca hipoteczny dobrowolnie zgodził się
na przedstawienie bankowi dodatkowego
zabezpieczenia w razie zmniejszenia wartości
nieruchomości więc jeżeli bierzesz kredyt przy
mieszkaniu wartym 300 000, a po pęknięciu bańki
spekulacyjnej, mieszkanie warte będzie 150 000, to
wówczas bank może zażyczyć sobie dodatkowego
zabezpieczenia kredytu by wyrównać stan 300 000.
Bank zawsze spadnie na cztery łapy.
Po 3 - świetnie przygotowany przez lobbystów, niby
pomagający młodym rodzinom - program "rodzina na
swoim"! Póki ten tworek będzie istniał, w Polsce
nie będzie istniało pojęcie konkurencji na rynku
kredytów hipo oraz mieszkaniowym. Dlaczego banki
mają walczyć o klienta niższymi
marżami/prowizjami, a developerzy niższymi cenami
za m2 lokalu, skoro ktoś (PAŃSTWO) przyzwala na
podwyższenie zadłużenia i cen, tym samym blokując
konkurencję? "RNS" miał być wielką szansą dla
młodych małżeństw, a w rzeczywistości jest szansą
dla banków na nachapanie się kosztem młodych
rodzin oraz reszty społeczeńtwa.
Wnioski? Ceny zaczną spadać po odłączeniu
spekulantów od źródełka publicznych pieniędzy
(program "rns"), czyli najszybciej za rok.
Dodatkowo, w 2011 nastąpi otwarcie rynku pracy dla
Polaków przez Niemców i Austriaków (KOLEJNA WIELKA
EMIGRACJA ZAROBKOWA ale raczej bez powrotu, bo
będzie bliżej do rodziny, i szybciej, jadąc po
super autostradach), a więc ceny spadną w wyniku
braku popytu - nie będzie naturalnych chętnych na
mieszkania (młodych będzie co raz mniej, a osoby
starsze raczej mieszkań nie zmieniają).
Najszybciej spadną ceny mieszkań na Śląsku oraz
woj. na zachodzie PL. Oczywiście zabezpieczenia
lobbystów o których wspomniałem wyżej również
kiedyś padną, bo politycy będą musieli w końcu
udać (za przyzwoleniem tych co ciągną
sznureczkami), że robią porządek ze spekulantami
ale lichwiarze zdążą już swoje zarobić, bo
większość obecnych kredytobiorców pierw spłaca
odsetki, a potem kapitał. To będzie jednak trudne
do zrealizowania, bo ludzie musieliby zmądrzeć,
otworzyć oczy na obecną sytuację i mieć na tyle
odwagi żeby zrobić szum. Ciekawie też zapowiada
się sytuacja po wstąpieniu Polski do strefy EURO -
lichwiarze wolą teraz swoje zagarnąć, bo potem
będzie prawdziwa ruletka z płacami,
przeliczeniami, kursami walut, inflacją.
Pozdrawiam świadomych!

środa, 24 marca 2010

Człowiek, który uratował świat...

Stanisław Pietrow, bo o nim mowa, z rosyjskiego Станислав Евграфович Петров (ur. 1939 r.), emerytowany rosyjski pułkownik Armii Radzieckiej, który 26 września 1983 roku prawdopodobnie zapobiegł wybuchowi globalnego konfliktu nuklearnego.

Pierwsza połowa lat 80. była jednym z najbardziej napiętych okresów zimnej wojny. Związek Radziecki dokonał inwazji na Afganistan, doszło do bojkotu Igrzysk Olimpijskich w Moskwie. Równocześnie, ze względu na produkcję przez ZSRR pocisków balistycznych SS-20, siły NATO zapowiadały znaczną ekspansję arsenału w bezpośrednim sąsiedztwie supermocarstwa. We wrześniu 1983, Armia Radziecka omyłkowo (prawdopodobnie) zestrzeliła cywilny lot Korean Air 007, co doprowadziło do jeszcze poważniejszej eskalacji konfliktu na arenie międzynarodowej i w odczuciu KGB przybliżało widmo niezapowiedzianego ataku nuklearnego ze strony Stanów Zjednoczonych.

W tym właśnie miesiącu Pietrow pełnił dyżur w podmoskiewskim centrum dowodzenia Sierpuchowo-15. Jego zadaniem było monitorowanie systemów wczesnego ostrzegania. Zgodnie z obustronną doktryną Mutual Assured Destruction w przypadku stwierdzenia takiego ataku Związek Radziecki miał odpowiedzieć natychmiastowym i pełnym zaangażowaniem całego arsenału nuklearnego.

Cztery minuty po północy, 26 września 1983, komputery w centrum wczesnego ostrzegania wykryły wystrzelenie przez USA rakiety ICBM skierowanej w stronę ZSRR. Obserwujący ten alarm Pietrow przyjął, że doszło do błędu komputera, ponieważ w doktrynie MAD wystrzelenie pojedynczego pocisku byłoby zachowaniem nieracjonalnym - strona atakująca zmierzałaby do zniszczenia możliwie dużej części arsenału i struktur wojskowych przeciwnika zanim zdążyłby on odpowiedzieć w równie niszczycielski sposób.

Chwilę później komputery potwierdziły jednak wystrzelenie kolejnych czterech rakiet. W tej sytuacji Pietrow musiał podjąć decyzję nie dysponując żadnymi innymi źródłami informacji: naziemne radary nie byłyby w stanie wykryć rakiet do chwili wyłonienia się ich zza linii horyzontu, więc ZSRR miałby mniej czasu na skuteczną odpowiedź.

Pietrow zdecydował się na złamanie przyjętych zasad i uznał, że choć nie ma pewności co do tego, czy problem jest błędem systemu, konsekwencją odpowiedzi zbrojnej będzie w każdym przypadku tylko zwiększenie liczby ofiar. Jak sam stwierdził Pomyślałem jednak: nikt nie zaczyna ataku jądrowego za pomocą pięciu rakiet! Poza tym nie startowałyby one z jednej bazy. Obserwacje nie zostały zgłoszone do dowództwa. Zdaniem wielu ekspertów zapobiegło to odpowiedzi zbrojnej, która najprawdopodobniej nastąpiłaby zgodnie z przyjętymi wtedy procedurami operacyjnymi i zapoczątkowałaby globalną wojnę nuklearną.

Mimo że Pietrow zapobiegł katastrofie, liczyło się przede wszystkim to, że postąpił wbrew rozkazom swoich przełożonych i naruszył przyjęte procedury operacyjne. Został poddany intensywnym przesłuchaniom, a następnie odsunięty od służby i ukarany naganą, oficjalnie za nieprawidłowe wypełnienie dokumentacji.

Ze względu na tajemnicę wojskową wydarzenia te były trzymane w tajemnicy do 1998 roku. Dopiero w ostatnich latach Pietrow został uznany za bohatera: w 2004 otrzymał nagrodę World Citizen Award, a w 2006 został uhonorowany przez Organizację Narodów Zjednoczonych.

Dziś Pietrow mieszka w blokowisku pod Moskwą i żyje za skromną emeryturę (ok 200$). Za uratowanie świata przyznano mu nagrodę w 2004r w wysokości 1000$

sobota, 6 marca 2010

piątek, 5 marca 2010

Zwykły scenariusz?

Na Ziemi, w okolicach Syberii, rozbija się meteoryt zawierający w sobie organiczną formę życia, inteligentną i zdolną do przejmowania ciał swoich nosicieli.
Obca forma życia, znana nam jako Czarny Rak, przebywała w uśpieniu od czasów Epoki Lodowcowej, czekając na dzień swojego wyzwolenia.
W latach czterdziestych XX wieku w ramach Operacji Spinacz nazistowscy uczeni specjalizujący się w badaniach nad eugeniką zostają przewiezieni do Stanów Zjednoczonych i zaangażowani przy nowym projekcie. Do tej grupy należy również Victor Klemperer, pionier badań nad połączeniem ludzkiego i pozaziemskiego DNA.
W 1945 roku samolot B-29 przewożący na pokładzie bombę atomową zderza się z UFO. Amerykański statek podwodny Zeus Faber poszukuje śladów rozbitego wraku. Załoga doznaje straszliwych oparzeń, natomiast pierwszy oficer zostaje opanowany przez Czarnego Raka i zaczyna się zachowywać w dziwny sposób. Z całej załogi przeżyło jedynie siedmiu żołnierzy.
W 1947 na terenie Roswell w Nowym Meksyku rozbija się UFO. Rząd wchodzi w posiadanie próbek pozaziemskiego DNA. W tym samym roku dochodzi do nawiązania wstępnego kontaktu między kolonizatorami a rządem. Również w 1947 zostaje powołany projekt Majestic.
W latach pięćdziesiątych do tajnego projektu rządowego zostają zaangażowani Alvin Kurtzweil i Bill Mulder. Pierwszy z nich szybko zrezygnował i poświęcił się uświadamianiu ludzkości zagrożenia nadchodzącego Armageddonu. Drugi pozostał wierny projektowi przez wiele lat, mimo licznych wątpliwości natury etycznej.
Informacje o prowadzonych przez Sowietów eksperymentach nad eugeniką dopingują amerykańskich naukowców, którym udaje się sklonować dwoje ludzi: mężczyznę i kobietę. Klony męskie noszą imię Adam, a żeńskie Ewa. Z czasem okazało się że klony są niedoskonałe: mają wybitną inteligencję, ale również silne instynkty samobójcze i mordercze.
W 1953 komórka Majestic rozpoczyna próby oblatywania samolotów opartych na technologii UFO, prawdopodobnie zdobytej w Roswell.
Mniej więcej w tym samym czasie rosyjski projekt "Gregor" dotyczący klonowania człowieka, kończy się sukcesem.
Takeo Ishimaru, jeden z japońskich naukowców zaangażowanych w Projekt Spinacz, pod zmienionym nazwiskiem kontynuuje badania nad możliwym połączeniem DNA człowieka i Obcego. Poddani jego eksperymentom ludzie doznają rozległych oparzeń, które mogą być wynikiem ekspozycji na promieniowanie UFO.
1973 rok - dochodzi do nawiązania współpracy między członkami Projektu oraz obcą cywilizacją. Powstaje faktyczne Konsorcjum, które zyskuje wiedzę o planach kolonizacji Ziemi i wyraża zgodę na prowadzenie badań nad stworzeniem hybrydy człowieka i Obcego, która byłaby odporna na Czarnego Raka. Ta zgoda miała być próbą zyskania na czasie, tak by mogła zostać przygotowana skuteczna szczepionka. Bill Mulder sugeruje wykorzystanie do jej opracowania dostarczonego przez Obcych DNA. Jako zabezpieczenie współpracy, każdy z członków Konsorcjum oddaje Obcym członka swojej rodziny. Wszyscy mają być zwróceni, gdy rozpocznie się kolonizacja, i każde z nich ma ostatecznie stać się hybrydą. Nie wiadomo, czemu Obcy poszli na taką ugodę. Stworzone hybrydy miałyby przygotowywać grunt pod kolonizację i w przyszłości stać się niewolnikami pracującymi na rzecz Obcych.
Samantha Mulder i Cassandra Spender zostają uprowadzone. Obie następnie przechodzą szereg eksperymentów, testów i badań, które mają uczynić z nich hybrydy. Po hybrydyzacji Samantha zostaje sklonowana.
Na terenie Tunguski rozbija się meteoryt zawierający pozaziemski organizm nazwany potem "Czarnym Rakiem". Rosjanie przeprowadzają badania nad uzyskaniem możliwej szczepionki, zakończone częściowym powodzeniem.
Badania nad stworzeniem hybrydy człowieka i Obcego doprowadzają do stworzenia takowych, wciąż jednak nie do końca odpornych na Czarnego Raka. Pierwszą hybrydą wykazującą całkowitą odporność jest Cassandra Spender, co Konsorcjum stara się z całych sił ukryć przed kolonizatorami.
Eksperymenty obejmują uprowadzanie ludzi, od których pobierany jest materiał genetyczny. Uprowadzanie odbywa się we współpracy Obcych z Konsorcjum.
Oryginalnych hybryd jest niewiele, większość z nich to klony.
W stosunku do planów kolonizacyjnych Obcych rozwija się rebelia innych Obcych, którzy stają na drodze eksperymentów uniemożliwiając masowe porwania.
Kiedy zbuntowani Obcy doprowadzają do zniszczenia Konsorcjum, prace nad stworzeniem hybryd stają w martwym punkcie, zmuszając kolonizatorów do wprowadzenia alternatywnego planu, w żaden sposób nie zależnego od ludzkiej współpracy.
Tą alternatywą jest powstanie Nowego Syndykatu, tworzonego przez replikantów inaczej zwanych Superżołnierzami, praktycznie niezniszczalnych. Replikanci, infiltrując rząd, wojsko i agencje bezpieczeństwa, czuwają nad postępowaniem planów kolonizacji.
Przekształcenie człowieka w replikanta odbywa się w kilku etapach: najpierw zostaje uprowadzony i poddany bolesnym testom. Następnie - poddany działaniu Czarnego Raka. Potem zostaje zwrócony w stanie ni to życia, ni to śmierci, i po upływie odpowiedniego czasu, przekształca się w Superżołnierza.
Elementem programu tworzenia Superżołnierzy jest także sztuczne zapładnianie wybranych kobiet za pomocą pobierania z ich ciał komórek jajowych, umieszczania w nich pozaziemskiego DNA i ponownego wszczepienia.
Scully zaszła w ciążę za pomocą niegdyś pobranej z jej ciała komórki jajowej, którą poddano manipulacjom mającym zapewnić wykształcenie się z niej Superżołnierza w razie zapłodnienia. Właściwie przypadkowo to właśnie ta komórka została użyta podczas inseminacji. Chociaż początkowo wydawało się, iż próba zawiodła, po pewnym czasie okazuje się jednak, iż była udana (za sprawą obecności pozaziemskiego DNA w komórce efekt zapłodnienia objawia się z opóźnieniem).
Tym samym William rodzi się jako cudowne dziecko, w którym replikanci widzą swojego duchowego guru i przyszłego zbawcę. Warunek jest jeden: nie może zostać wychowany przez Muldera, toteż Mulder musi zginąć. A jeśli nie uda się zabić Muldera, zginąć musi William.
William jest pierwszym Superżołnierzem urodzonym bez celowych eksperymentów, niejako naturalnie. Jego narodziny są zaskakujące i przypadkowe. W szczególności, iż Scully była elementem badań z poprzedniego etapu kolonizacji - tworzenia hybryd - a inne kobiety mające stać się matkami Superżołnierzy są już częścią nowego specjalnego programu eksperymentalnego.
Iniekcja jedynego środka zdolnego pokonać geny Superżołnierza, zafundowana Williamowi przez Spendera, odbiera mu niezwykłe właściwości. William jest teraz normalnym dzieckiem.
Sukces, jakim zakończył się eksperyment tworzenia Superżołnierzy, zapowiada terminowe rozpoczęcie kolonizacji: 22 grudnia 2012 roku. Na tej dacie urywa się kalendarz Majów, a członkowie sekty Czerwonego Muzeum określają ją jako początek Nowej Ery.
Nadal wierzymy, że jeszcze jest dla ludzkości jakaś nadzieja...

A na sam koniec kilka słów ode mnie... Czy powyższy tekst brzmi realnie? Zapewne już wiecie - jest to cała mitologia w pigułce 9 sezonów serialu "Z Archiwum X". Jak widać data 21.12.2012 roku była już od dawna bardzo popularna w USA (serial zaczęto kręcić w 1993r. - przyp. red.). Niektórzy złośliwi piszą, że serial nakręcono po to by powoli przyzwyczajać ludzkość na nadejście tego "najgorszego". Nie wiem, nie pytałem Chrisa Cartera jakie miał intencje kręcąc "X files". A dla wszystkich, którzy odczuwają nieuzasadniony niczym niepokój, polecam przeczytać Mk 13, 1-37. Miłego weekendu! :)

wtorek, 2 marca 2010

Kataklizm w Chile mógł zmienić oś Ziemi

Potężne trzęsienie ziemi, które w zeszłym tygodniu nawiedziło Chile, mogło zmienić oś Ziemi i doprowadzić do skrócenia się dni – poinformowali naukowcy z amerykańskiej agencji NASA.
Zmiana jest mało istotna, ale stała. Według wstępnych wyliczeń, każdy dzień będzie krótszy o około 1,26 mikrosekundy. Mikrosekunda to jedna milionowa sekundy.

- Potężny wstrząs zmienia ilość skał i rozłożenie masy naszej planety – wyjaśniają naukowcy.

Kiedy dochodzi do takich zmian, mają one także wpływ na prędkość, z jaką obraca się nasza planeta. A od prędkości obrotów zależy długość dnia.

- Jakiekolwiek wydarzenia na skalę światową, mające związek z ruchem masy, wpływają na rotację Ziemi – powiedział Benjamin Fong Chao z Centrum Lotów Kosmicznych Goddard w Greenbelt w stanie Maryland, kiedy wyjaśniał to zjawisko w 2005 roku.

Naukowcy wykorzystują w tym przypadku analogię do łyżwiarza. Kiedy zbliża on ramiona do ciała, wiruje szybciej. To dlatego, że wyciągnięcie ramiom zmienia rozłożenie masy łyżwiarza i dlatego zmienia też prędkość rotacji.

Richard Gross, geofizyk z laboratorium NASA w Pasadenie w Kalifornii, wykorzystał model komputerowy, aby ustalić, jak wstrząs o sile 8,8 stopni w skali Richtera, który wystąpił w Chile w ostatnią sobotę, mógł wpłynąć na Ziemię.

Naukowiec ustalił, że trzęsienie ziemi przesunęło oś Ziemi o około 8 centymetrów (3 cale). To właśnie wokół tej osi rozłożona równomiernie jest masa Ziemi. Taka zmiana może odpowiednio skrócić nasze dni.

Charlie i amerykańska agencja kosmiczna - przeczytaj artykuł

Co ciekawe, tego rodzaju zmiany nie są czymś zupełnie nowym.

Trzęsienie ziemi z 2004 roku o sile 9,1 stopni w skali Richtera, które wyzwoliło zabójcze tsunami na Oceanie Indyjskim, skróciło długość dnia o 6,8 mikrosekundy.

Z drugiej strony, można też jednak wpływać na wydłużenie dnia. Na przykład, gdyby napełniono zbiornik Three Gorges (Tama Trzech Przełomów), można by zgromadzić w ten sposób 40 kilometrów sześciennych wody. Taka zmiana masy wydłużyłaby dni o 0,06 mikrosekundy – twierdzą naukowcy.

źródło: onet.pl
Powered By Blogger