Witajcie po bardzo dłuuugiej przerwie.
Wracam do tematów absurdu. Dziś zajmiemy się trochę futurologią i spróbujemy odpowiedzieć na bardzo modne pytanie - co nasz czeka w niedalekiej przyszłości? Znalezione w sieci:
[operator]: Dziękujemy, że wybrał pan naszą pizzerię. Czy mogę prosić o pański numer EUROPESEL?
[klient]: Dzień dobry. Chciałbym złożyć zamówienie.
[o]: Czy mogę najpierw prosić pański numer EUROPESEL?
[k]: Mój EUROPESEL, tak.... już ..chwileczkę...to jest 2165052031412341123221854332223.
[o]: Dziękuję, panie Nowak. Widzę, że mieszka pan przy ulicy Żytniej 14, a pański numer telefonu to 56320302. Numer telefonu w pańskim biurze to 54356326 a numer pańskiej komórki
to 88234924. Z którego numeru pan dzwoni?
[k]: Co ? Dzwonię z domu. Skąd pan ma te wszystkie informacje?
[o]: Jesteśmy podłączeni do Systemu, proszę pana.
[k]: (wzdychając) A... tak... Chciałbym zamówić dwa razy waszą Pizzę samo mięcho.
[o]: To chyba nie jest dobry pomysł, proszę pana.
[k]: Co pan ma na myśli?
[o]: Proszę pana, w pańskiej kartotece medycznej jest napisane, że ma pan za wysokie ciśnienie i ekstremalnie wysoki poziom cholesterolu. Twój Narodowy Opiekun Zdrowia nie zezwoli na takie niezdrowe zamówienie.
[k]: Cholera. To co pan proponuje?
[o]: Może pan spróbować naszej niskotłuszczowej Pizzy Sojowej. Z pewnością panu zasmakuje.
[k]: Czemu pan sądzi, że mi to zasmakuje?
[o]: Wypożyczał pan w zeszłym tygodniu " Sojowe przepisy kulinarne" z biblioteki, dlatego właśnie to panu zasugerowałem.
[k]: Ok, ok. Proszę więc dwie rodzinne. Zaraz podam panu numer karty kredytowej.
[o]: Obawiam się, że będzie pan musiał zapłacić gotówką, bo przekroczył pan limit na koncie karty kredytowej.
[k]: No to skoczę do banku tu obok i przyniosę gotówkę zanim wasz kierowca dostarczy pizzę.
[o]: Pańskie konto czekowe również jest już wyczerpane.
[k]: Nieważne. Po prostu przyślijcie pizzę, mam już gotówkę gotową. Jak długo to zajmie?
[o]: Obawiam się, że około 45 minut, gdyż mamy teraz dużo zamówień. Chyba, że jeśli chce pan jechać po gotówkę, to po drodze sam pan podjedzie po zamówienie. Jednakże wożenie pizzy motocyklem może być ryzykowne.
[k]: Skąd u diabła pan wie, że jeżdżę na motorze?!
[o]: Tutaj jest napisane, że oczekuje się na pana z pierwszą wpłatą na samochód. Ale motocykl ma pan już spłacony.
[k]: !!!!!!!!!!!!!!!!!!!
[o]: Radzę uważać co pan mówi. Ma pan już przecież kolegium za obrażenie policjanta w lipcu 2006 roku oraz wyrok za opowiedzenie nietolerancyjnego dowcipu, obrażającego godność i prawa obywatelskie nekrofilów.
[k]: (Milczenie)
[o]: Czy chce pan coś jeszcze?
[k]: Tak, mam kupon na darmowe dwa litry coli.
[o]: Przykro mi, proszę pana, ale nasz regulamin zabrania podawania coli cukrzykom....
wtorek, 28 grudnia 2010
czwartek, 28 października 2010
Komentarz do obecnej sytuacji w Polsce
Sytuacja w kraju doprowadziła do radykalizacji nastrojów społecznych. Granica, która została wytyczona przez gabinet Tuska, obecnie jest bardzo cienka. Stoimy na krawędzi wojny domowej. Już nie scenariusz grecki, ale argentyński i nawet węgierski jest rozpatrywany przez polski rząd (patrz dzisiejszy onet.pl).
Niedawno powołana do życia komisja konstytucyjna to próba manipulacji przy Konstytucji RP - w przypadku realnego bankructwa Polski, komisja zajmie się kwestią progów ostrożnościowych zapisanych w konstytucji. Rozpoczyna się reforma KRUS. Jak dotąd spokojni rolnicy przyłączą się do narodowego protestu. Razem z górnikami, nauczycielami, stoczniowcami, leśnikami wyjdą na ulicę. Do protestu przyłączy się wielu innych, oszukiwanych polaków. Po katastrofie smoleńskiej, Polacy zobaczyli nieudolność i poddaństwo rządu wobec Moskwy.
Czara goryczy powoli się przelewa. Polak jest silny i odporny na gorsze traktowanie. Ale Polak również jest dumny i potrafi w odpowiednim momencie podnieść rękę na swojego kata. Ta chwila zbliża się nieubłaganie. Zbliża się czas rozliczenia za 20 lat oszukiwania narodu polskiego. Za chwilę każdy będzie musiał opowiedzieć się, po której stronie stoi. Nie będzie odcieni szarości, będzie tylko czarne bądź białe.
Powiedz mi drogi czytelniku jak to jest? W latach 70-tych kiedy rząd podnosił ceny o kilkanaście groszy, doszło do masowych protestów, lud wyszedł na ulicę. Teraz, kiedy ceny rosną w oszałamiającym tempie, a ponad połowa Polaków zarabia najniższą krajową, nikt na ulicę nie wychodzi? No, może poza kilkoma wyjątkami. To cisza przed burzą. Już niebawem kraj pogrąży się w wojnie domowej. I obym się mylił.
A na zakończenie piosenka. Napisana po pożarze szpitala psychiatrycznego. Ale...
Niedawno powołana do życia komisja konstytucyjna to próba manipulacji przy Konstytucji RP - w przypadku realnego bankructwa Polski, komisja zajmie się kwestią progów ostrożnościowych zapisanych w konstytucji. Rozpoczyna się reforma KRUS. Jak dotąd spokojni rolnicy przyłączą się do narodowego protestu. Razem z górnikami, nauczycielami, stoczniowcami, leśnikami wyjdą na ulicę. Do protestu przyłączy się wielu innych, oszukiwanych polaków. Po katastrofie smoleńskiej, Polacy zobaczyli nieudolność i poddaństwo rządu wobec Moskwy.
Czara goryczy powoli się przelewa. Polak jest silny i odporny na gorsze traktowanie. Ale Polak również jest dumny i potrafi w odpowiednim momencie podnieść rękę na swojego kata. Ta chwila zbliża się nieubłaganie. Zbliża się czas rozliczenia za 20 lat oszukiwania narodu polskiego. Za chwilę każdy będzie musiał opowiedzieć się, po której stronie stoi. Nie będzie odcieni szarości, będzie tylko czarne bądź białe.
Powiedz mi drogi czytelniku jak to jest? W latach 70-tych kiedy rząd podnosił ceny o kilkanaście groszy, doszło do masowych protestów, lud wyszedł na ulicę. Teraz, kiedy ceny rosną w oszałamiającym tempie, a ponad połowa Polaków zarabia najniższą krajową, nikt na ulicę nie wychodzi? No, może poza kilkoma wyjątkami. To cisza przed burzą. Już niebawem kraj pogrąży się w wojnie domowej. I obym się mylił.
A na zakończenie piosenka. Napisana po pożarze szpitala psychiatrycznego. Ale...
piątek, 10 września 2010
Pojutrze?
Naukowcy dopiero co potwierdzili informacje, iż prąd zatokowy "Golfsztrom" został zablokowany, co doprowadziło do rozbicia (globalnego) oceanicznego pasa transmisyjnego (cyrkulacji termohalinowej). Skutki takiego stanu rzeczy mogą być już tej zimy katastrofalne dla całego globu. Zdjęcia satelitarne nie pozostawiają złudzeń, a naukowcy całkiem na poważnie dyskutują o scenariuszu podobnym do tego z filmu "Pojutrze". W wielu regionach świata zanotowano najzimniejszy sierpień od setek lat, a w Alpach i w Tatrach spadł już śnieg. Także prognozy na wrzesień nie są niestety najlepsze, a sytuacja może się bardzo szybko pogorszyć, czyniąc z tej zimy: zimę tysiąclecia.
Niedawno pisaliśmy o wybuchu w Zatoce Meksykańskiej (link) i potencjalnych skutkach tej katastrofy. Wspominaliśmy przy tym o informacji pochodzącej od włoskiego naukowca, wg. którego znany większości z nas prąd zatokowy "Golfsztrom" spowolnił swój bieg, tracąc 2/3 swojej siły. Właśnie otrzymaliśmy potwierdzenie tego faktu, wraz z opisem możliwych skutków takiej zmiany.
Zdjęcia satelitarne oraz wzajemnie potwierdzające się dane z NOAA (National Oceanic & Atmospheric Administration), CCAR (Colorado Center for Astrodynamics Research) i US Naval Sattelites pokazują jednoznacznie: Prąd Północnoatlantycki (link) oraz Prąd Norweski (link), będące przedłużeniem Golfsztromu praktycznie przestały istnieć !
Oba prądy były dotychczas odpowiedzialne za ogrzewanie wybrzeży Wielkiej Brytanii i Norwegii oraz były głównym regulatorem umiarkowanego klimatu w Europie. Ich zniknięcie, spowodowane oderwaniem prądu oceanicznego w Zatoce Meksykańskiej (Loop Current) od Prądu Florydzkiego oraz zablokowaniem części prądu Zatokowego (Golfsztrom), w odległości ok. 400 km od wybrzeży Północnej Karoliny (USA), otworzyło Europę na nieprzerwany napływ mas polarnego powietrza.
Proces ten wciąż przyspiesza, czego dowodzą najnowsze analizy satelitarne, ukazujące systematyczne zanikanie Prądu Zatokowego w wodach Oceanu Atlantyckiego. Taka sytuacja oznacza tylko jedno: nową epokę lodowcową dla Europy i gigantyczne zmiany klimatyczne na ziemi. Jedyną niewiadomą dla naukowców jest tylko to, czy proces schładzania Europy przebiegnie błyskawicznie (już tej zimy), czy też rozciągnie się na kilka lat.
wiecej:
http://www.globalnaswiadomosc.com/ostrzezeniegolfstrom.htm
Niedawno pisaliśmy o wybuchu w Zatoce Meksykańskiej (link) i potencjalnych skutkach tej katastrofy. Wspominaliśmy przy tym o informacji pochodzącej od włoskiego naukowca, wg. którego znany większości z nas prąd zatokowy "Golfsztrom" spowolnił swój bieg, tracąc 2/3 swojej siły. Właśnie otrzymaliśmy potwierdzenie tego faktu, wraz z opisem możliwych skutków takiej zmiany.
Zdjęcia satelitarne oraz wzajemnie potwierdzające się dane z NOAA (National Oceanic & Atmospheric Administration), CCAR (Colorado Center for Astrodynamics Research) i US Naval Sattelites pokazują jednoznacznie: Prąd Północnoatlantycki (link) oraz Prąd Norweski (link), będące przedłużeniem Golfsztromu praktycznie przestały istnieć !
Oba prądy były dotychczas odpowiedzialne za ogrzewanie wybrzeży Wielkiej Brytanii i Norwegii oraz były głównym regulatorem umiarkowanego klimatu w Europie. Ich zniknięcie, spowodowane oderwaniem prądu oceanicznego w Zatoce Meksykańskiej (Loop Current) od Prądu Florydzkiego oraz zablokowaniem części prądu Zatokowego (Golfsztrom), w odległości ok. 400 km od wybrzeży Północnej Karoliny (USA), otworzyło Europę na nieprzerwany napływ mas polarnego powietrza.
Proces ten wciąż przyspiesza, czego dowodzą najnowsze analizy satelitarne, ukazujące systematyczne zanikanie Prądu Zatokowego w wodach Oceanu Atlantyckiego. Taka sytuacja oznacza tylko jedno: nową epokę lodowcową dla Europy i gigantyczne zmiany klimatyczne na ziemi. Jedyną niewiadomą dla naukowców jest tylko to, czy proces schładzania Europy przebiegnie błyskawicznie (już tej zimy), czy też rozciągnie się na kilka lat.
wiecej:
http://www.globalnaswiadomosc.com/ostrzezeniegolfstrom.htm
niedziela, 5 września 2010
Słoneczko (Peru?)
Tak mi się dzisiaj skojarzyło, oglądając powtórkę kabaretu TEY. Nie dokonywałem żadnych modyfikacji tekstu. To mnie bardzo zdziwiło, że po 30 latach nie trzeba niczego zmieniać. Oczywiście termin "słońce" nabiera nowego znaczenia. Trzeba z uśmiechem i może z ironią przyjmować wiele spraw (np. podniesienie cen żywności). Inaczej po prostu zwariujemy.
Co to będzie, kiedy zgaśnie nasze słońce
Co to będzie, kiedy zgaśnie nasze słońce
Przecież świeci nam przykładnie tyle lat
Jak my wtedy powiążemy koniec z końcem
Co się stanie? To pytanie dręczy nas.
Tyle lat już patrzy przecież na nas z góry
Żyć nam daje, bo je stać na taki gest
Nic nie zmienią wiatrem gnane ciemne chmury
Bo po burzy, w myśl przysłowia, zawsze jest.
Co to będzie, gdy słoneczko zajdzie za daleko
Wiernych sobie pozasmuca, radość sprawi kretom
Co to będzie, kiedy zgaśnie, gdy rano nie wstanie
Albo będzie koniec świata albo...
Ech słoneczko, nie zdobyte przez nikogo
Ileż razy nas robiło w ciemny brąz
Stoisz w miejscu, a tą Ziemią, tą niebogą
Kręcisz sobie, jakbyś było bonzą bonz…
Co to będzie, gdy słoneczko nasze zgaśnie
Zaburzenia ma i plamy przez ten trud
Kto to wie - A może będzie wtedy jaśniej
Przeżyliśmy już niejeden taki cud…
Co to będzie, gdy słoneczko zajdzie za daleko
Wiernych sobie pozasmuca, radość sprawi kretom
Co to będzie, kiedy zgaśnie, gdy rano nie wstanie
Albo będzie koniec świata albo zmartwychwstanie!
Albo będzie koniec świata albo…
Co to będzie, kiedy zgaśnie nasze słońce
Co to będzie, kiedy zgaśnie nasze słońce
Przecież świeci nam przykładnie tyle lat
Jak my wtedy powiążemy koniec z końcem
Co się stanie? To pytanie dręczy nas.
Tyle lat już patrzy przecież na nas z góry
Żyć nam daje, bo je stać na taki gest
Nic nie zmienią wiatrem gnane ciemne chmury
Bo po burzy, w myśl przysłowia, zawsze jest.
Co to będzie, gdy słoneczko zajdzie za daleko
Wiernych sobie pozasmuca, radość sprawi kretom
Co to będzie, kiedy zgaśnie, gdy rano nie wstanie
Albo będzie koniec świata albo...
Ech słoneczko, nie zdobyte przez nikogo
Ileż razy nas robiło w ciemny brąz
Stoisz w miejscu, a tą Ziemią, tą niebogą
Kręcisz sobie, jakbyś było bonzą bonz…
Co to będzie, gdy słoneczko nasze zgaśnie
Zaburzenia ma i plamy przez ten trud
Kto to wie - A może będzie wtedy jaśniej
Przeżyliśmy już niejeden taki cud…
Co to będzie, gdy słoneczko zajdzie za daleko
Wiernych sobie pozasmuca, radość sprawi kretom
Co to będzie, kiedy zgaśnie, gdy rano nie wstanie
Albo będzie koniec świata albo zmartwychwstanie!
Albo będzie koniec świata albo…
piątek, 6 sierpnia 2010
piątek, 30 lipca 2010
Przyłączmy się do walki w sieci.
Zupełnie przypadkowo znalazłem się ostatnio na stronie www.malysabotaz.pl Ogłaszam oficjalnie, że ten blog przyłącza się do akcji partyzanckiej. Odsyłam na powyższą stronę i życzę miłej lektury!
wtorek, 20 lipca 2010
Nowa Fala
Witajcie po dość długiej przerwie spowodowanej zbliżającym się, ważnym wydarzeniem w moim życiu. Już kiedyś na moim blogu prezentowałem wywiad nt. islamu (odsyłam do archiwum). Problem związany z ekstremistami i fundamentalnym islamem zaczyna dotyczyć również Polski. Zachęcam do obejrzenia dwóch filmów. Pierwszy z nich to wypowiedź prof. Wolniewicza o budowie meczetu w Warszawie.
Drugi film, zamieszczony w dwóch częściach dotyczy muzułmanów w Holandii i jest dosyć znanym obrazem holenderskiego polityka Geerta Wildersa, przywódcy Partii Wolności. W filmie przedstawia on swoje poglądy na temat islamu i Koranu. Tytuł pochodzi od arabskiego słowa fitna oznaczającego "niezgodę i podziały między ludźmi" lub "test wiary w czasie próby". Film został opublikowany w Internecie 27 marca 2008 roku. [Wikipedia] Obraz wzbudził dużo kontrowersji w świecie Islamu, wielu administratorów serwisów internetowych udostępniających kopię filmu zostało zastraszonych i w związku z tym usunęli go ze swoich stron. Niniejsza wersja posiada napisy angielskie i polskie.
Cz. 1.
Cz. 2.
wtorek, 13 kwietnia 2010
tragiczny lot 101
Z Powodu żałoby narodowej publikuję tylko poniższy tekst. Więcej nie jestem w stanie napisać, ani skomentować.
Lista rozbieżności w ocenie możliwych przyczyn katastrofy prezydenckiego samolotu
1. Była słaba widoczność, mgła, i samolot nie powinien lądować.
Widoczność była ograniczona, ale pozwalała na lądowanie, skoro lotnisko nie zostało zamknięte.
2. Samolot kilka razy krążył i podchodził cztery razy do lądowania.
Pilot latał nad lotniskiem, aby ocenić warunki do lądowania, i podjął jedną (najwyżej dwie, bo na tyle pozwalają mu procedury) próbę posadzenia maszyny na ziemi.
3. Pilotom zalecano lot na zapasowe lotnisko, ale ci nie posłuchali.
Wieża albo zezwala na lądowanie, albo zakazuje - nie ma miejsca na negocjacje.
4. Piloci nie znali języka rosyjskiego.
Załoga dobrze znała rosyjski, jej członkowie byli też wcześniej w Smoleńsku na rekonesansie.
5. Przyczyną wypadku na pewno nie była awaria maszyny.
Za wcześnie na takie wnioski, bo nie przeprowadzono jeszcze niezbędnych badań wraku, ponadto miejsce katastrofy zostało dopiero wczoraj odpowiednio zabezpieczone i nie wiadomo, czy część śladów nie została przez to zatarta.
6. Samolot zahaczył o drzewa statecznikiem, bo był za bardzo przechylony.
Tu-154 zaczepił o drzewa skrzydłami, zawadzenie statecznikiem było niemożliwe, bo tupolew nie jest w stanie wykonać tak gwałtownego skrętu.
Lista rozbieżności w ocenie możliwych przyczyn katastrofy prezydenckiego samolotu
1. Była słaba widoczność, mgła, i samolot nie powinien lądować.
Widoczność była ograniczona, ale pozwalała na lądowanie, skoro lotnisko nie zostało zamknięte.
2. Samolot kilka razy krążył i podchodził cztery razy do lądowania.
Pilot latał nad lotniskiem, aby ocenić warunki do lądowania, i podjął jedną (najwyżej dwie, bo na tyle pozwalają mu procedury) próbę posadzenia maszyny na ziemi.
3. Pilotom zalecano lot na zapasowe lotnisko, ale ci nie posłuchali.
Wieża albo zezwala na lądowanie, albo zakazuje - nie ma miejsca na negocjacje.
4. Piloci nie znali języka rosyjskiego.
Załoga dobrze znała rosyjski, jej członkowie byli też wcześniej w Smoleńsku na rekonesansie.
5. Przyczyną wypadku na pewno nie była awaria maszyny.
Za wcześnie na takie wnioski, bo nie przeprowadzono jeszcze niezbędnych badań wraku, ponadto miejsce katastrofy zostało dopiero wczoraj odpowiednio zabezpieczone i nie wiadomo, czy część śladów nie została przez to zatarta.
6. Samolot zahaczył o drzewa statecznikiem, bo był za bardzo przechylony.
Tu-154 zaczepił o drzewa skrzydłami, zawadzenie statecznikiem było niemożliwe, bo tupolew nie jest w stanie wykonać tak gwałtownego skrętu.
środa, 7 kwietnia 2010
BESTIA cz. 1.
I dziś kolejny wpis na moim blogu. Tym razem pewne spostrzeżenia niejakiego "mevo" oraz przedruki z www. Na razie część 1, reszta w przygotowaniu. Zapraszam do lektury i do dyskusji: Dr Hanrick Eldeman, główny analityk Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej w Brukseli, ujawnił, że plan "Odnowy świata z chaosu" jest już realizowany. Światowy kryzys ekonomiczny na początku 1974 r. doprowadził do spotkania przywódców krajów EWG, doradców i naukowców, w czasie którego dr Eldeman przedstawił BESTIĘ - BEAST (Brussels Electronical Accounting Surveying Terminal).... I to na razie tyle :) Wkrótce cz. 2. Zaczyna się chyba nawet ekscytująco, prawda?
niedziela, 28 marca 2010
Prawda o mieszkaniach
Już tak chyba w życiu jest, że człowiek po osiągnięciu pewnej granicy wieku, zastanawia się nad urządzeniem własnego "gniazdka". Perspektywą na własne mieszkanie dla 80% populacji w wieku 23 - 35 lat jest kredyt mieszkaniowy. Kiedy wyobrażam sobie, że ja miałbym taki kredyt zaciągnąć, przechodzą mnie ciarki. Proszę poczytajcie poniższy wpis internauty Franco, który pojawił się na onet.pl dnia 28.03.2010r. Pozwoliłem sobie skopiować text. Mam nadzieję, że nie pójdę siedzieć.
Ceny nieruchomości są ustawione pod Was - obecnych
20-30 latków, którzy w większości zamierzacie
założyć rodziny i z tą rodziną mieszkać "na
swoim". Na Was postanowili zarobić w ostatnich
latach developerzy, bankierzy, doradcy z biur
obrotu nieruchomościami (BON), którzy chcąc
wykorzystać fakt wyżu demograficznego i jego
wkraczanie w dorosłe życie, sztucznie zawyżają
ceny mieszkań, bo po prostu mają w tym interes -
im wyższa cena mieszkania, tym wyższa prowizja od
sprzedaży dla developera i doradcy, wyższe odsetki
dla banku. Nakręcali więc od kilku lat rynek,
wykorzystując m.in. media (np. artykuły
sponsorowane), które miały w społeczeństwie
wywołać panikę i obawę przed brakiem możliwości
zakupu mieszkania (dużo ludzi/mało mieszkań),
powodując lawinowe wykupywanie nieruchomości.
Coś na zasadzie ogłoszenia, że od 1. kwietnia
zamkną się wszystkie apteki i ludzie rzucają się
by zrobić zapas leków. Potem ten co zrobi zapas
leków, które miały zawyżone ceny, myśli, że złapał
srokę za ogon i jest szczęśliwy, że w ogóle te
leki ma.
Wracając do nieruchomości:
Wszystko szło po myśli developerów, ludzie
decydowali się na długoterminowe kredyty z
niebagatelnymi odsetkami, zgadzając się na
wieloletnie obciążenie swojego domowego budżetu.
Skąd ta ugoda?
Otóż Polacy dostali w swojej historii tyle po
tyłkach, że takie "przejściowe problemy"
traktujemy jak coś naturalnego, a obecna sytuacja
jest jedynie kryzysikiem. Wydatek często połowy
budżetu jest dla Polaków do przełknięcia i da się
z tym (wg. Polaka) żyć. Jesteśmy przyzwyczajeni,
że zawsze jest pod górkę. Po prostu uważamy, że w
tym kraju żyje się z krzyżem na ramieniu, że
trzeba się z tym pogodzić, że Polak jak nie ma
tematu do marudzenia to nie żyje. Od zawsze jest
przyzwolenie na dostawanie po głowie "dla
przyszłości dzieci, żeby chociaż one coś miały od
życia".
Spekulanci (m.in. banki zachodnie) obawiali się
wejścia Polski do UE i szybkiej emigracji, dlatego
lobbowali za wprowadzeniem okresów przejściowych
chociażby u najbliższych Polsce sąsiadów. Dlaczego
rząd nic nie robił, to już niech każdy sobie sam
odpowie jak lobbyści załatwiają takie sprawy np.
na cmentarzach.
Resztę miały załatwić problemy z transportem
spowodowane umiejscowieniem geograficznym
(samolot, prom, autokar). Dlatego liczono, że
Polak jest leń i nie będzie mu się chciało
wyjeżdżać za granicę w poszukiwaniu pracy,
musiałby też sporo wydać na transport (w 2004 był
to spory wydatek). Poza tym buńczuczny charakter
młodego Polaka podpowie mu, że nie po to studiował
5 lat, żeby z dyplomem specjalisty od spraw
żadnych, pracować np. u Angola na tzw. zmywaku, a
jak już pojedzie, to obudzi się w nim
mickiewiczowski romantyzm i zatęskni za rodziną,
jedzonkiem, szybko wracając z workiem pieniędzy do
Polski, gotowy by ten worek z kasą przeznaczyć -
jak nakazuje polska tradycja - na własny kąt. Ci
co by zostali znaleźliby pracę (przecież był mega
rozwój gospodarczy), bo ówczesny rynek pracy był
rynkiem pracownika, więc byle absolwent zarabiał w
miarę prawidłowo, a co za tym idzie - ludzie
łączyliby się w pary, zakładali rodziny i szukali
swojego, własnego lokum. Oczywiście zgodnie z
polskim zwyczajem - zadłużając się na 102 i
uważając to za normę.
I tu na spekulantów czekało zaskoczenie.
Polak zamiast zadłużyć się po uszy w banku w
Polsce, wolał sprzedać ostatnie portki by kupić
bilet na samolot i zacząć nowe życie na zachodzie.
Emigranci z workami pieniędzy nie chcą wracać
(prawie codziennie można przeczytać kolejne,
sponsorowane, PROPAGANDOWE artykuły o lawinie
powrotów z WB), BA! Kolejni młodzi wyjeżdżają
(widać, to po tym, że nie ma komu pracować na
emerytów), a ci co zostali, zasilają
najliczniejszą grupę bezrobotnych i sami
zastanawiają się nad wyjazdem. Przypomnę, że od
2011 Niemcy i Austria znoszą ograniczenia w
zatrudnianiu Polaków.
A TO PECH! i kto ma teraz kupić te drogie
mieszkania? Co robią developerzy?
Obrali taktykę przeczekania kryzysu. Przecież z
wysokich zarobków, kosmicznych marż i prowizji tak
trudno zrezygnować. Utrzymują ceny, dalej
reklamują swój towar, ściemniają, że ceny mieszkań
maleją (np. o śmieszne 1% - artykuł sprzed kilku
dni) albo, że wkrótce ich cena podskoczy. Takie
manewry mają przekonać tych którzy mają zdolność
kredytową i są gotowi kupić przeszacowane
mieszkanie, że właśnie już teraz jest odpowiedni
czas na zadłużenie i podpisanie cyrografu z
bankiem.
Spekulanci nadal sztucznie podkręcają temperaturę
i czekają na jelenia oraz powrót dobrych czasów...
Ktoś spyta: dlaczego nie opuszczą od razu o 20-30
czy nawet 40%, Przecież mieszkania sprzedawałyby
się jak ciepłe bułeczki. HA! Mniejsza cena to
mniejszy % od sprzedaży - po 1, a co ważniejsze,
to spowodowałoby nagle lawinowy spadek cen
nieruchomości i ogromną wrzawę na rynku.
Wybuchłaby ogromna afera. Najbardziej
zdenerwowaliby się obecni kredytobiorcy, którzy
dali się nabrać na wysoką cenę i zapewnienia o
okazji oraz ci nabici w butelkę przez BONy. W tej
chwili BONy bardzo często wyszukują osoby, które
chcą sprzedać na lokalnym rynku atrakcyjne
mieszkanie po niższej cenie od oferowanej przez
BON. Przedstawiciel takiego biura kontaktuje się
wówczas z indywidualnym oferentem i bajeruje go,
przekonuje, że biuro może spokojnie wyciągnąć
więcej z danej nieruchomości niż on chce. Koniec
końców sprzedawca zostaje nadal z mieszkaniem,
złudnie czeka na nabywcę, a BON jest zadowolony,
bo odpadł mu konkurent "psujący" rynek od którego
i tak wyciągnie prowizję w razie sprzedaży
nieruchomości.
Co ciekawe - spekulanci uczą się na swoich błędach
z przeszłości i są przygotowani na ewentualny
spadek cen mieszkań.
Po 1 - developerzy. Nie zastanawiało was nigdy
dlaczego opłaca im się stawiać nowe budynki,
kontynuować budowy, jeżeli sprzedaż słabo idzie?
Przecież większość nowych osiedli to ludzkie
pustynie, wieczorem w oknach nie dostrzeże się
zapalonego światła, a na połowie balkonów
wywieszone są reklamy zachęcające do
kupna/wynajmu. Nie taniej byłoby zostawić działkę
odłogiem, bez inwestowania w nią albo chociaż
wykorzystania w innym celu np. na pole golfowe?
Nie! Widać opłaca się im postawić budynek po
obecnej cenie, z obecnymi kosztami materiałów i
robocizny, bo i tak wiedzą, że na tym zarobią
nawet gdy obecne ceny mieszkań polecą na łeb na
szyję. Po 2 - przygotowały się BANKI. Każdy
kredytobiorca hipoteczny dobrowolnie zgodził się
na przedstawienie bankowi dodatkowego
zabezpieczenia w razie zmniejszenia wartości
nieruchomości więc jeżeli bierzesz kredyt przy
mieszkaniu wartym 300 000, a po pęknięciu bańki
spekulacyjnej, mieszkanie warte będzie 150 000, to
wówczas bank może zażyczyć sobie dodatkowego
zabezpieczenia kredytu by wyrównać stan 300 000.
Bank zawsze spadnie na cztery łapy.
Po 3 - świetnie przygotowany przez lobbystów, niby
pomagający młodym rodzinom - program "rodzina na
swoim"! Póki ten tworek będzie istniał, w Polsce
nie będzie istniało pojęcie konkurencji na rynku
kredytów hipo oraz mieszkaniowym. Dlaczego banki
mają walczyć o klienta niższymi
marżami/prowizjami, a developerzy niższymi cenami
za m2 lokalu, skoro ktoś (PAŃSTWO) przyzwala na
podwyższenie zadłużenia i cen, tym samym blokując
konkurencję? "RNS" miał być wielką szansą dla
młodych małżeństw, a w rzeczywistości jest szansą
dla banków na nachapanie się kosztem młodych
rodzin oraz reszty społeczeńtwa.
Wnioski? Ceny zaczną spadać po odłączeniu
spekulantów od źródełka publicznych pieniędzy
(program "rns"), czyli najszybciej za rok.
Dodatkowo, w 2011 nastąpi otwarcie rynku pracy dla
Polaków przez Niemców i Austriaków (KOLEJNA WIELKA
EMIGRACJA ZAROBKOWA ale raczej bez powrotu, bo
będzie bliżej do rodziny, i szybciej, jadąc po
super autostradach), a więc ceny spadną w wyniku
braku popytu - nie będzie naturalnych chętnych na
mieszkania (młodych będzie co raz mniej, a osoby
starsze raczej mieszkań nie zmieniają).
Najszybciej spadną ceny mieszkań na Śląsku oraz
woj. na zachodzie PL. Oczywiście zabezpieczenia
lobbystów o których wspomniałem wyżej również
kiedyś padną, bo politycy będą musieli w końcu
udać (za przyzwoleniem tych co ciągną
sznureczkami), że robią porządek ze spekulantami
ale lichwiarze zdążą już swoje zarobić, bo
większość obecnych kredytobiorców pierw spłaca
odsetki, a potem kapitał. To będzie jednak trudne
do zrealizowania, bo ludzie musieliby zmądrzeć,
otworzyć oczy na obecną sytuację i mieć na tyle
odwagi żeby zrobić szum. Ciekawie też zapowiada
się sytuacja po wstąpieniu Polski do strefy EURO -
lichwiarze wolą teraz swoje zagarnąć, bo potem
będzie prawdziwa ruletka z płacami,
przeliczeniami, kursami walut, inflacją.
Pozdrawiam świadomych!
Ceny nieruchomości są ustawione pod Was - obecnych
20-30 latków, którzy w większości zamierzacie
założyć rodziny i z tą rodziną mieszkać "na
swoim". Na Was postanowili zarobić w ostatnich
latach developerzy, bankierzy, doradcy z biur
obrotu nieruchomościami (BON), którzy chcąc
wykorzystać fakt wyżu demograficznego i jego
wkraczanie w dorosłe życie, sztucznie zawyżają
ceny mieszkań, bo po prostu mają w tym interes -
im wyższa cena mieszkania, tym wyższa prowizja od
sprzedaży dla developera i doradcy, wyższe odsetki
dla banku. Nakręcali więc od kilku lat rynek,
wykorzystując m.in. media (np. artykuły
sponsorowane), które miały w społeczeństwie
wywołać panikę i obawę przed brakiem możliwości
zakupu mieszkania (dużo ludzi/mało mieszkań),
powodując lawinowe wykupywanie nieruchomości.
Coś na zasadzie ogłoszenia, że od 1. kwietnia
zamkną się wszystkie apteki i ludzie rzucają się
by zrobić zapas leków. Potem ten co zrobi zapas
leków, które miały zawyżone ceny, myśli, że złapał
srokę za ogon i jest szczęśliwy, że w ogóle te
leki ma.
Wracając do nieruchomości:
Wszystko szło po myśli developerów, ludzie
decydowali się na długoterminowe kredyty z
niebagatelnymi odsetkami, zgadzając się na
wieloletnie obciążenie swojego domowego budżetu.
Skąd ta ugoda?
Otóż Polacy dostali w swojej historii tyle po
tyłkach, że takie "przejściowe problemy"
traktujemy jak coś naturalnego, a obecna sytuacja
jest jedynie kryzysikiem. Wydatek często połowy
budżetu jest dla Polaków do przełknięcia i da się
z tym (wg. Polaka) żyć. Jesteśmy przyzwyczajeni,
że zawsze jest pod górkę. Po prostu uważamy, że w
tym kraju żyje się z krzyżem na ramieniu, że
trzeba się z tym pogodzić, że Polak jak nie ma
tematu do marudzenia to nie żyje. Od zawsze jest
przyzwolenie na dostawanie po głowie "dla
przyszłości dzieci, żeby chociaż one coś miały od
życia".
Spekulanci (m.in. banki zachodnie) obawiali się
wejścia Polski do UE i szybkiej emigracji, dlatego
lobbowali za wprowadzeniem okresów przejściowych
chociażby u najbliższych Polsce sąsiadów. Dlaczego
rząd nic nie robił, to już niech każdy sobie sam
odpowie jak lobbyści załatwiają takie sprawy np.
na cmentarzach.
Resztę miały załatwić problemy z transportem
spowodowane umiejscowieniem geograficznym
(samolot, prom, autokar). Dlatego liczono, że
Polak jest leń i nie będzie mu się chciało
wyjeżdżać za granicę w poszukiwaniu pracy,
musiałby też sporo wydać na transport (w 2004 był
to spory wydatek). Poza tym buńczuczny charakter
młodego Polaka podpowie mu, że nie po to studiował
5 lat, żeby z dyplomem specjalisty od spraw
żadnych, pracować np. u Angola na tzw. zmywaku, a
jak już pojedzie, to obudzi się w nim
mickiewiczowski romantyzm i zatęskni za rodziną,
jedzonkiem, szybko wracając z workiem pieniędzy do
Polski, gotowy by ten worek z kasą przeznaczyć -
jak nakazuje polska tradycja - na własny kąt. Ci
co by zostali znaleźliby pracę (przecież był mega
rozwój gospodarczy), bo ówczesny rynek pracy był
rynkiem pracownika, więc byle absolwent zarabiał w
miarę prawidłowo, a co za tym idzie - ludzie
łączyliby się w pary, zakładali rodziny i szukali
swojego, własnego lokum. Oczywiście zgodnie z
polskim zwyczajem - zadłużając się na 102 i
uważając to za normę.
I tu na spekulantów czekało zaskoczenie.
Polak zamiast zadłużyć się po uszy w banku w
Polsce, wolał sprzedać ostatnie portki by kupić
bilet na samolot i zacząć nowe życie na zachodzie.
Emigranci z workami pieniędzy nie chcą wracać
(prawie codziennie można przeczytać kolejne,
sponsorowane, PROPAGANDOWE artykuły o lawinie
powrotów z WB), BA! Kolejni młodzi wyjeżdżają
(widać, to po tym, że nie ma komu pracować na
emerytów), a ci co zostali, zasilają
najliczniejszą grupę bezrobotnych i sami
zastanawiają się nad wyjazdem. Przypomnę, że od
2011 Niemcy i Austria znoszą ograniczenia w
zatrudnianiu Polaków.
A TO PECH! i kto ma teraz kupić te drogie
mieszkania? Co robią developerzy?
Obrali taktykę przeczekania kryzysu. Przecież z
wysokich zarobków, kosmicznych marż i prowizji tak
trudno zrezygnować. Utrzymują ceny, dalej
reklamują swój towar, ściemniają, że ceny mieszkań
maleją (np. o śmieszne 1% - artykuł sprzed kilku
dni) albo, że wkrótce ich cena podskoczy. Takie
manewry mają przekonać tych którzy mają zdolność
kredytową i są gotowi kupić przeszacowane
mieszkanie, że właśnie już teraz jest odpowiedni
czas na zadłużenie i podpisanie cyrografu z
bankiem.
Spekulanci nadal sztucznie podkręcają temperaturę
i czekają na jelenia oraz powrót dobrych czasów...
Ktoś spyta: dlaczego nie opuszczą od razu o 20-30
czy nawet 40%, Przecież mieszkania sprzedawałyby
się jak ciepłe bułeczki. HA! Mniejsza cena to
mniejszy % od sprzedaży - po 1, a co ważniejsze,
to spowodowałoby nagle lawinowy spadek cen
nieruchomości i ogromną wrzawę na rynku.
Wybuchłaby ogromna afera. Najbardziej
zdenerwowaliby się obecni kredytobiorcy, którzy
dali się nabrać na wysoką cenę i zapewnienia o
okazji oraz ci nabici w butelkę przez BONy. W tej
chwili BONy bardzo często wyszukują osoby, które
chcą sprzedać na lokalnym rynku atrakcyjne
mieszkanie po niższej cenie od oferowanej przez
BON. Przedstawiciel takiego biura kontaktuje się
wówczas z indywidualnym oferentem i bajeruje go,
przekonuje, że biuro może spokojnie wyciągnąć
więcej z danej nieruchomości niż on chce. Koniec
końców sprzedawca zostaje nadal z mieszkaniem,
złudnie czeka na nabywcę, a BON jest zadowolony,
bo odpadł mu konkurent "psujący" rynek od którego
i tak wyciągnie prowizję w razie sprzedaży
nieruchomości.
Co ciekawe - spekulanci uczą się na swoich błędach
z przeszłości i są przygotowani na ewentualny
spadek cen mieszkań.
Po 1 - developerzy. Nie zastanawiało was nigdy
dlaczego opłaca im się stawiać nowe budynki,
kontynuować budowy, jeżeli sprzedaż słabo idzie?
Przecież większość nowych osiedli to ludzkie
pustynie, wieczorem w oknach nie dostrzeże się
zapalonego światła, a na połowie balkonów
wywieszone są reklamy zachęcające do
kupna/wynajmu. Nie taniej byłoby zostawić działkę
odłogiem, bez inwestowania w nią albo chociaż
wykorzystania w innym celu np. na pole golfowe?
Nie! Widać opłaca się im postawić budynek po
obecnej cenie, z obecnymi kosztami materiałów i
robocizny, bo i tak wiedzą, że na tym zarobią
nawet gdy obecne ceny mieszkań polecą na łeb na
szyję. Po 2 - przygotowały się BANKI. Każdy
kredytobiorca hipoteczny dobrowolnie zgodził się
na przedstawienie bankowi dodatkowego
zabezpieczenia w razie zmniejszenia wartości
nieruchomości więc jeżeli bierzesz kredyt przy
mieszkaniu wartym 300 000, a po pęknięciu bańki
spekulacyjnej, mieszkanie warte będzie 150 000, to
wówczas bank może zażyczyć sobie dodatkowego
zabezpieczenia kredytu by wyrównać stan 300 000.
Bank zawsze spadnie na cztery łapy.
Po 3 - świetnie przygotowany przez lobbystów, niby
pomagający młodym rodzinom - program "rodzina na
swoim"! Póki ten tworek będzie istniał, w Polsce
nie będzie istniało pojęcie konkurencji na rynku
kredytów hipo oraz mieszkaniowym. Dlaczego banki
mają walczyć o klienta niższymi
marżami/prowizjami, a developerzy niższymi cenami
za m2 lokalu, skoro ktoś (PAŃSTWO) przyzwala na
podwyższenie zadłużenia i cen, tym samym blokując
konkurencję? "RNS" miał być wielką szansą dla
młodych małżeństw, a w rzeczywistości jest szansą
dla banków na nachapanie się kosztem młodych
rodzin oraz reszty społeczeńtwa.
Wnioski? Ceny zaczną spadać po odłączeniu
spekulantów od źródełka publicznych pieniędzy
(program "rns"), czyli najszybciej za rok.
Dodatkowo, w 2011 nastąpi otwarcie rynku pracy dla
Polaków przez Niemców i Austriaków (KOLEJNA WIELKA
EMIGRACJA ZAROBKOWA ale raczej bez powrotu, bo
będzie bliżej do rodziny, i szybciej, jadąc po
super autostradach), a więc ceny spadną w wyniku
braku popytu - nie będzie naturalnych chętnych na
mieszkania (młodych będzie co raz mniej, a osoby
starsze raczej mieszkań nie zmieniają).
Najszybciej spadną ceny mieszkań na Śląsku oraz
woj. na zachodzie PL. Oczywiście zabezpieczenia
lobbystów o których wspomniałem wyżej również
kiedyś padną, bo politycy będą musieli w końcu
udać (za przyzwoleniem tych co ciągną
sznureczkami), że robią porządek ze spekulantami
ale lichwiarze zdążą już swoje zarobić, bo
większość obecnych kredytobiorców pierw spłaca
odsetki, a potem kapitał. To będzie jednak trudne
do zrealizowania, bo ludzie musieliby zmądrzeć,
otworzyć oczy na obecną sytuację i mieć na tyle
odwagi żeby zrobić szum. Ciekawie też zapowiada
się sytuacja po wstąpieniu Polski do strefy EURO -
lichwiarze wolą teraz swoje zagarnąć, bo potem
będzie prawdziwa ruletka z płacami,
przeliczeniami, kursami walut, inflacją.
Pozdrawiam świadomych!
środa, 24 marca 2010
Człowiek, który uratował świat...
Stanisław Pietrow, bo o nim mowa, z rosyjskiego Станислав Евграфович Петров (ur. 1939 r.), emerytowany rosyjski pułkownik Armii Radzieckiej, który 26 września 1983 roku prawdopodobnie zapobiegł wybuchowi globalnego konfliktu nuklearnego.
Pierwsza połowa lat 80. była jednym z najbardziej napiętych okresów zimnej wojny. Związek Radziecki dokonał inwazji na Afganistan, doszło do bojkotu Igrzysk Olimpijskich w Moskwie. Równocześnie, ze względu na produkcję przez ZSRR pocisków balistycznych SS-20, siły NATO zapowiadały znaczną ekspansję arsenału w bezpośrednim sąsiedztwie supermocarstwa. We wrześniu 1983, Armia Radziecka omyłkowo (prawdopodobnie) zestrzeliła cywilny lot Korean Air 007, co doprowadziło do jeszcze poważniejszej eskalacji konfliktu na arenie międzynarodowej i w odczuciu KGB przybliżało widmo niezapowiedzianego ataku nuklearnego ze strony Stanów Zjednoczonych.
W tym właśnie miesiącu Pietrow pełnił dyżur w podmoskiewskim centrum dowodzenia Sierpuchowo-15. Jego zadaniem było monitorowanie systemów wczesnego ostrzegania. Zgodnie z obustronną doktryną Mutual Assured Destruction w przypadku stwierdzenia takiego ataku Związek Radziecki miał odpowiedzieć natychmiastowym i pełnym zaangażowaniem całego arsenału nuklearnego.
Cztery minuty po północy, 26 września 1983, komputery w centrum wczesnego ostrzegania wykryły wystrzelenie przez USA rakiety ICBM skierowanej w stronę ZSRR. Obserwujący ten alarm Pietrow przyjął, że doszło do błędu komputera, ponieważ w doktrynie MAD wystrzelenie pojedynczego pocisku byłoby zachowaniem nieracjonalnym - strona atakująca zmierzałaby do zniszczenia możliwie dużej części arsenału i struktur wojskowych przeciwnika zanim zdążyłby on odpowiedzieć w równie niszczycielski sposób.
Chwilę później komputery potwierdziły jednak wystrzelenie kolejnych czterech rakiet. W tej sytuacji Pietrow musiał podjąć decyzję nie dysponując żadnymi innymi źródłami informacji: naziemne radary nie byłyby w stanie wykryć rakiet do chwili wyłonienia się ich zza linii horyzontu, więc ZSRR miałby mniej czasu na skuteczną odpowiedź.
Pietrow zdecydował się na złamanie przyjętych zasad i uznał, że choć nie ma pewności co do tego, czy problem jest błędem systemu, konsekwencją odpowiedzi zbrojnej będzie w każdym przypadku tylko zwiększenie liczby ofiar. Jak sam stwierdził Pomyślałem jednak: nikt nie zaczyna ataku jądrowego za pomocą pięciu rakiet! Poza tym nie startowałyby one z jednej bazy. Obserwacje nie zostały zgłoszone do dowództwa. Zdaniem wielu ekspertów zapobiegło to odpowiedzi zbrojnej, która najprawdopodobniej nastąpiłaby zgodnie z przyjętymi wtedy procedurami operacyjnymi i zapoczątkowałaby globalną wojnę nuklearną.
Mimo że Pietrow zapobiegł katastrofie, liczyło się przede wszystkim to, że postąpił wbrew rozkazom swoich przełożonych i naruszył przyjęte procedury operacyjne. Został poddany intensywnym przesłuchaniom, a następnie odsunięty od służby i ukarany naganą, oficjalnie za nieprawidłowe wypełnienie dokumentacji.
Ze względu na tajemnicę wojskową wydarzenia te były trzymane w tajemnicy do 1998 roku. Dopiero w ostatnich latach Pietrow został uznany za bohatera: w 2004 otrzymał nagrodę World Citizen Award, a w 2006 został uhonorowany przez Organizację Narodów Zjednoczonych.
Dziś Pietrow mieszka w blokowisku pod Moskwą i żyje za skromną emeryturę (ok 200$). Za uratowanie świata przyznano mu nagrodę w 2004r w wysokości 1000$
Pierwsza połowa lat 80. była jednym z najbardziej napiętych okresów zimnej wojny. Związek Radziecki dokonał inwazji na Afganistan, doszło do bojkotu Igrzysk Olimpijskich w Moskwie. Równocześnie, ze względu na produkcję przez ZSRR pocisków balistycznych SS-20, siły NATO zapowiadały znaczną ekspansję arsenału w bezpośrednim sąsiedztwie supermocarstwa. We wrześniu 1983, Armia Radziecka omyłkowo (prawdopodobnie) zestrzeliła cywilny lot Korean Air 007, co doprowadziło do jeszcze poważniejszej eskalacji konfliktu na arenie międzynarodowej i w odczuciu KGB przybliżało widmo niezapowiedzianego ataku nuklearnego ze strony Stanów Zjednoczonych.
W tym właśnie miesiącu Pietrow pełnił dyżur w podmoskiewskim centrum dowodzenia Sierpuchowo-15. Jego zadaniem było monitorowanie systemów wczesnego ostrzegania. Zgodnie z obustronną doktryną Mutual Assured Destruction w przypadku stwierdzenia takiego ataku Związek Radziecki miał odpowiedzieć natychmiastowym i pełnym zaangażowaniem całego arsenału nuklearnego.
Cztery minuty po północy, 26 września 1983, komputery w centrum wczesnego ostrzegania wykryły wystrzelenie przez USA rakiety ICBM skierowanej w stronę ZSRR. Obserwujący ten alarm Pietrow przyjął, że doszło do błędu komputera, ponieważ w doktrynie MAD wystrzelenie pojedynczego pocisku byłoby zachowaniem nieracjonalnym - strona atakująca zmierzałaby do zniszczenia możliwie dużej części arsenału i struktur wojskowych przeciwnika zanim zdążyłby on odpowiedzieć w równie niszczycielski sposób.
Chwilę później komputery potwierdziły jednak wystrzelenie kolejnych czterech rakiet. W tej sytuacji Pietrow musiał podjąć decyzję nie dysponując żadnymi innymi źródłami informacji: naziemne radary nie byłyby w stanie wykryć rakiet do chwili wyłonienia się ich zza linii horyzontu, więc ZSRR miałby mniej czasu na skuteczną odpowiedź.
Pietrow zdecydował się na złamanie przyjętych zasad i uznał, że choć nie ma pewności co do tego, czy problem jest błędem systemu, konsekwencją odpowiedzi zbrojnej będzie w każdym przypadku tylko zwiększenie liczby ofiar. Jak sam stwierdził Pomyślałem jednak: nikt nie zaczyna ataku jądrowego za pomocą pięciu rakiet! Poza tym nie startowałyby one z jednej bazy. Obserwacje nie zostały zgłoszone do dowództwa. Zdaniem wielu ekspertów zapobiegło to odpowiedzi zbrojnej, która najprawdopodobniej nastąpiłaby zgodnie z przyjętymi wtedy procedurami operacyjnymi i zapoczątkowałaby globalną wojnę nuklearną.
Mimo że Pietrow zapobiegł katastrofie, liczyło się przede wszystkim to, że postąpił wbrew rozkazom swoich przełożonych i naruszył przyjęte procedury operacyjne. Został poddany intensywnym przesłuchaniom, a następnie odsunięty od służby i ukarany naganą, oficjalnie za nieprawidłowe wypełnienie dokumentacji.
Ze względu na tajemnicę wojskową wydarzenia te były trzymane w tajemnicy do 1998 roku. Dopiero w ostatnich latach Pietrow został uznany za bohatera: w 2004 otrzymał nagrodę World Citizen Award, a w 2006 został uhonorowany przez Organizację Narodów Zjednoczonych.
Dziś Pietrow mieszka w blokowisku pod Moskwą i żyje za skromną emeryturę (ok 200$). Za uratowanie świata przyznano mu nagrodę w 2004r w wysokości 1000$
sobota, 6 marca 2010
Zeitgeist Polska
Ja się chyba wybiorę z czystej ciekawości. Poniżej film-zaproszenie. I jeszcze jedna stronka warta uwagi: www.zeitgeistpolska.org
piątek, 5 marca 2010
Zwykły scenariusz?
Na Ziemi, w okolicach Syberii, rozbija się meteoryt zawierający w sobie organiczną formę życia, inteligentną i zdolną do przejmowania ciał swoich nosicieli.
Obca forma życia, znana nam jako Czarny Rak, przebywała w uśpieniu od czasów Epoki Lodowcowej, czekając na dzień swojego wyzwolenia.
W latach czterdziestych XX wieku w ramach Operacji Spinacz nazistowscy uczeni specjalizujący się w badaniach nad eugeniką zostają przewiezieni do Stanów Zjednoczonych i zaangażowani przy nowym projekcie. Do tej grupy należy również Victor Klemperer, pionier badań nad połączeniem ludzkiego i pozaziemskiego DNA.
W 1945 roku samolot B-29 przewożący na pokładzie bombę atomową zderza się z UFO. Amerykański statek podwodny Zeus Faber poszukuje śladów rozbitego wraku. Załoga doznaje straszliwych oparzeń, natomiast pierwszy oficer zostaje opanowany przez Czarnego Raka i zaczyna się zachowywać w dziwny sposób. Z całej załogi przeżyło jedynie siedmiu żołnierzy.
W 1947 na terenie Roswell w Nowym Meksyku rozbija się UFO. Rząd wchodzi w posiadanie próbek pozaziemskiego DNA. W tym samym roku dochodzi do nawiązania wstępnego kontaktu między kolonizatorami a rządem. Również w 1947 zostaje powołany projekt Majestic.
W latach pięćdziesiątych do tajnego projektu rządowego zostają zaangażowani Alvin Kurtzweil i Bill Mulder. Pierwszy z nich szybko zrezygnował i poświęcił się uświadamianiu ludzkości zagrożenia nadchodzącego Armageddonu. Drugi pozostał wierny projektowi przez wiele lat, mimo licznych wątpliwości natury etycznej.
Informacje o prowadzonych przez Sowietów eksperymentach nad eugeniką dopingują amerykańskich naukowców, którym udaje się sklonować dwoje ludzi: mężczyznę i kobietę. Klony męskie noszą imię Adam, a żeńskie Ewa. Z czasem okazało się że klony są niedoskonałe: mają wybitną inteligencję, ale również silne instynkty samobójcze i mordercze.
W 1953 komórka Majestic rozpoczyna próby oblatywania samolotów opartych na technologii UFO, prawdopodobnie zdobytej w Roswell.
Mniej więcej w tym samym czasie rosyjski projekt "Gregor" dotyczący klonowania człowieka, kończy się sukcesem.
Takeo Ishimaru, jeden z japońskich naukowców zaangażowanych w Projekt Spinacz, pod zmienionym nazwiskiem kontynuuje badania nad możliwym połączeniem DNA człowieka i Obcego. Poddani jego eksperymentom ludzie doznają rozległych oparzeń, które mogą być wynikiem ekspozycji na promieniowanie UFO.
1973 rok - dochodzi do nawiązania współpracy między członkami Projektu oraz obcą cywilizacją. Powstaje faktyczne Konsorcjum, które zyskuje wiedzę o planach kolonizacji Ziemi i wyraża zgodę na prowadzenie badań nad stworzeniem hybrydy człowieka i Obcego, która byłaby odporna na Czarnego Raka. Ta zgoda miała być próbą zyskania na czasie, tak by mogła zostać przygotowana skuteczna szczepionka. Bill Mulder sugeruje wykorzystanie do jej opracowania dostarczonego przez Obcych DNA. Jako zabezpieczenie współpracy, każdy z członków Konsorcjum oddaje Obcym członka swojej rodziny. Wszyscy mają być zwróceni, gdy rozpocznie się kolonizacja, i każde z nich ma ostatecznie stać się hybrydą. Nie wiadomo, czemu Obcy poszli na taką ugodę. Stworzone hybrydy miałyby przygotowywać grunt pod kolonizację i w przyszłości stać się niewolnikami pracującymi na rzecz Obcych.
Samantha Mulder i Cassandra Spender zostają uprowadzone. Obie następnie przechodzą szereg eksperymentów, testów i badań, które mają uczynić z nich hybrydy. Po hybrydyzacji Samantha zostaje sklonowana.
Na terenie Tunguski rozbija się meteoryt zawierający pozaziemski organizm nazwany potem "Czarnym Rakiem". Rosjanie przeprowadzają badania nad uzyskaniem możliwej szczepionki, zakończone częściowym powodzeniem.
Badania nad stworzeniem hybrydy człowieka i Obcego doprowadzają do stworzenia takowych, wciąż jednak nie do końca odpornych na Czarnego Raka. Pierwszą hybrydą wykazującą całkowitą odporność jest Cassandra Spender, co Konsorcjum stara się z całych sił ukryć przed kolonizatorami.
Eksperymenty obejmują uprowadzanie ludzi, od których pobierany jest materiał genetyczny. Uprowadzanie odbywa się we współpracy Obcych z Konsorcjum.
Oryginalnych hybryd jest niewiele, większość z nich to klony.
W stosunku do planów kolonizacyjnych Obcych rozwija się rebelia innych Obcych, którzy stają na drodze eksperymentów uniemożliwiając masowe porwania.
Kiedy zbuntowani Obcy doprowadzają do zniszczenia Konsorcjum, prace nad stworzeniem hybryd stają w martwym punkcie, zmuszając kolonizatorów do wprowadzenia alternatywnego planu, w żaden sposób nie zależnego od ludzkiej współpracy.
Tą alternatywą jest powstanie Nowego Syndykatu, tworzonego przez replikantów inaczej zwanych Superżołnierzami, praktycznie niezniszczalnych. Replikanci, infiltrując rząd, wojsko i agencje bezpieczeństwa, czuwają nad postępowaniem planów kolonizacji.
Przekształcenie człowieka w replikanta odbywa się w kilku etapach: najpierw zostaje uprowadzony i poddany bolesnym testom. Następnie - poddany działaniu Czarnego Raka. Potem zostaje zwrócony w stanie ni to życia, ni to śmierci, i po upływie odpowiedniego czasu, przekształca się w Superżołnierza.
Elementem programu tworzenia Superżołnierzy jest także sztuczne zapładnianie wybranych kobiet za pomocą pobierania z ich ciał komórek jajowych, umieszczania w nich pozaziemskiego DNA i ponownego wszczepienia.
Scully zaszła w ciążę za pomocą niegdyś pobranej z jej ciała komórki jajowej, którą poddano manipulacjom mającym zapewnić wykształcenie się z niej Superżołnierza w razie zapłodnienia. Właściwie przypadkowo to właśnie ta komórka została użyta podczas inseminacji. Chociaż początkowo wydawało się, iż próba zawiodła, po pewnym czasie okazuje się jednak, iż była udana (za sprawą obecności pozaziemskiego DNA w komórce efekt zapłodnienia objawia się z opóźnieniem).
Tym samym William rodzi się jako cudowne dziecko, w którym replikanci widzą swojego duchowego guru i przyszłego zbawcę. Warunek jest jeden: nie może zostać wychowany przez Muldera, toteż Mulder musi zginąć. A jeśli nie uda się zabić Muldera, zginąć musi William.
William jest pierwszym Superżołnierzem urodzonym bez celowych eksperymentów, niejako naturalnie. Jego narodziny są zaskakujące i przypadkowe. W szczególności, iż Scully była elementem badań z poprzedniego etapu kolonizacji - tworzenia hybryd - a inne kobiety mające stać się matkami Superżołnierzy są już częścią nowego specjalnego programu eksperymentalnego.
Iniekcja jedynego środka zdolnego pokonać geny Superżołnierza, zafundowana Williamowi przez Spendera, odbiera mu niezwykłe właściwości. William jest teraz normalnym dzieckiem.
Sukces, jakim zakończył się eksperyment tworzenia Superżołnierzy, zapowiada terminowe rozpoczęcie kolonizacji: 22 grudnia 2012 roku. Na tej dacie urywa się kalendarz Majów, a członkowie sekty Czerwonego Muzeum określają ją jako początek Nowej Ery.
Nadal wierzymy, że jeszcze jest dla ludzkości jakaś nadzieja...
A na sam koniec kilka słów ode mnie... Czy powyższy tekst brzmi realnie? Zapewne już wiecie - jest to cała mitologia w pigułce 9 sezonów serialu "Z Archiwum X". Jak widać data 21.12.2012 roku była już od dawna bardzo popularna w USA (serial zaczęto kręcić w 1993r. - przyp. red.). Niektórzy złośliwi piszą, że serial nakręcono po to by powoli przyzwyczajać ludzkość na nadejście tego "najgorszego". Nie wiem, nie pytałem Chrisa Cartera jakie miał intencje kręcąc "X files". A dla wszystkich, którzy odczuwają nieuzasadniony niczym niepokój, polecam przeczytać Mk 13, 1-37. Miłego weekendu! :)
Obca forma życia, znana nam jako Czarny Rak, przebywała w uśpieniu od czasów Epoki Lodowcowej, czekając na dzień swojego wyzwolenia.
W latach czterdziestych XX wieku w ramach Operacji Spinacz nazistowscy uczeni specjalizujący się w badaniach nad eugeniką zostają przewiezieni do Stanów Zjednoczonych i zaangażowani przy nowym projekcie. Do tej grupy należy również Victor Klemperer, pionier badań nad połączeniem ludzkiego i pozaziemskiego DNA.
W 1945 roku samolot B-29 przewożący na pokładzie bombę atomową zderza się z UFO. Amerykański statek podwodny Zeus Faber poszukuje śladów rozbitego wraku. Załoga doznaje straszliwych oparzeń, natomiast pierwszy oficer zostaje opanowany przez Czarnego Raka i zaczyna się zachowywać w dziwny sposób. Z całej załogi przeżyło jedynie siedmiu żołnierzy.
W 1947 na terenie Roswell w Nowym Meksyku rozbija się UFO. Rząd wchodzi w posiadanie próbek pozaziemskiego DNA. W tym samym roku dochodzi do nawiązania wstępnego kontaktu między kolonizatorami a rządem. Również w 1947 zostaje powołany projekt Majestic.
W latach pięćdziesiątych do tajnego projektu rządowego zostają zaangażowani Alvin Kurtzweil i Bill Mulder. Pierwszy z nich szybko zrezygnował i poświęcił się uświadamianiu ludzkości zagrożenia nadchodzącego Armageddonu. Drugi pozostał wierny projektowi przez wiele lat, mimo licznych wątpliwości natury etycznej.
Informacje o prowadzonych przez Sowietów eksperymentach nad eugeniką dopingują amerykańskich naukowców, którym udaje się sklonować dwoje ludzi: mężczyznę i kobietę. Klony męskie noszą imię Adam, a żeńskie Ewa. Z czasem okazało się że klony są niedoskonałe: mają wybitną inteligencję, ale również silne instynkty samobójcze i mordercze.
W 1953 komórka Majestic rozpoczyna próby oblatywania samolotów opartych na technologii UFO, prawdopodobnie zdobytej w Roswell.
Mniej więcej w tym samym czasie rosyjski projekt "Gregor" dotyczący klonowania człowieka, kończy się sukcesem.
Takeo Ishimaru, jeden z japońskich naukowców zaangażowanych w Projekt Spinacz, pod zmienionym nazwiskiem kontynuuje badania nad możliwym połączeniem DNA człowieka i Obcego. Poddani jego eksperymentom ludzie doznają rozległych oparzeń, które mogą być wynikiem ekspozycji na promieniowanie UFO.
1973 rok - dochodzi do nawiązania współpracy między członkami Projektu oraz obcą cywilizacją. Powstaje faktyczne Konsorcjum, które zyskuje wiedzę o planach kolonizacji Ziemi i wyraża zgodę na prowadzenie badań nad stworzeniem hybrydy człowieka i Obcego, która byłaby odporna na Czarnego Raka. Ta zgoda miała być próbą zyskania na czasie, tak by mogła zostać przygotowana skuteczna szczepionka. Bill Mulder sugeruje wykorzystanie do jej opracowania dostarczonego przez Obcych DNA. Jako zabezpieczenie współpracy, każdy z członków Konsorcjum oddaje Obcym członka swojej rodziny. Wszyscy mają być zwróceni, gdy rozpocznie się kolonizacja, i każde z nich ma ostatecznie stać się hybrydą. Nie wiadomo, czemu Obcy poszli na taką ugodę. Stworzone hybrydy miałyby przygotowywać grunt pod kolonizację i w przyszłości stać się niewolnikami pracującymi na rzecz Obcych.
Samantha Mulder i Cassandra Spender zostają uprowadzone. Obie następnie przechodzą szereg eksperymentów, testów i badań, które mają uczynić z nich hybrydy. Po hybrydyzacji Samantha zostaje sklonowana.
Na terenie Tunguski rozbija się meteoryt zawierający pozaziemski organizm nazwany potem "Czarnym Rakiem". Rosjanie przeprowadzają badania nad uzyskaniem możliwej szczepionki, zakończone częściowym powodzeniem.
Badania nad stworzeniem hybrydy człowieka i Obcego doprowadzają do stworzenia takowych, wciąż jednak nie do końca odpornych na Czarnego Raka. Pierwszą hybrydą wykazującą całkowitą odporność jest Cassandra Spender, co Konsorcjum stara się z całych sił ukryć przed kolonizatorami.
Eksperymenty obejmują uprowadzanie ludzi, od których pobierany jest materiał genetyczny. Uprowadzanie odbywa się we współpracy Obcych z Konsorcjum.
Oryginalnych hybryd jest niewiele, większość z nich to klony.
W stosunku do planów kolonizacyjnych Obcych rozwija się rebelia innych Obcych, którzy stają na drodze eksperymentów uniemożliwiając masowe porwania.
Kiedy zbuntowani Obcy doprowadzają do zniszczenia Konsorcjum, prace nad stworzeniem hybryd stają w martwym punkcie, zmuszając kolonizatorów do wprowadzenia alternatywnego planu, w żaden sposób nie zależnego od ludzkiej współpracy.
Tą alternatywą jest powstanie Nowego Syndykatu, tworzonego przez replikantów inaczej zwanych Superżołnierzami, praktycznie niezniszczalnych. Replikanci, infiltrując rząd, wojsko i agencje bezpieczeństwa, czuwają nad postępowaniem planów kolonizacji.
Przekształcenie człowieka w replikanta odbywa się w kilku etapach: najpierw zostaje uprowadzony i poddany bolesnym testom. Następnie - poddany działaniu Czarnego Raka. Potem zostaje zwrócony w stanie ni to życia, ni to śmierci, i po upływie odpowiedniego czasu, przekształca się w Superżołnierza.
Elementem programu tworzenia Superżołnierzy jest także sztuczne zapładnianie wybranych kobiet za pomocą pobierania z ich ciał komórek jajowych, umieszczania w nich pozaziemskiego DNA i ponownego wszczepienia.
Scully zaszła w ciążę za pomocą niegdyś pobranej z jej ciała komórki jajowej, którą poddano manipulacjom mającym zapewnić wykształcenie się z niej Superżołnierza w razie zapłodnienia. Właściwie przypadkowo to właśnie ta komórka została użyta podczas inseminacji. Chociaż początkowo wydawało się, iż próba zawiodła, po pewnym czasie okazuje się jednak, iż była udana (za sprawą obecności pozaziemskiego DNA w komórce efekt zapłodnienia objawia się z opóźnieniem).
Tym samym William rodzi się jako cudowne dziecko, w którym replikanci widzą swojego duchowego guru i przyszłego zbawcę. Warunek jest jeden: nie może zostać wychowany przez Muldera, toteż Mulder musi zginąć. A jeśli nie uda się zabić Muldera, zginąć musi William.
William jest pierwszym Superżołnierzem urodzonym bez celowych eksperymentów, niejako naturalnie. Jego narodziny są zaskakujące i przypadkowe. W szczególności, iż Scully była elementem badań z poprzedniego etapu kolonizacji - tworzenia hybryd - a inne kobiety mające stać się matkami Superżołnierzy są już częścią nowego specjalnego programu eksperymentalnego.
Iniekcja jedynego środka zdolnego pokonać geny Superżołnierza, zafundowana Williamowi przez Spendera, odbiera mu niezwykłe właściwości. William jest teraz normalnym dzieckiem.
Sukces, jakim zakończył się eksperyment tworzenia Superżołnierzy, zapowiada terminowe rozpoczęcie kolonizacji: 22 grudnia 2012 roku. Na tej dacie urywa się kalendarz Majów, a członkowie sekty Czerwonego Muzeum określają ją jako początek Nowej Ery.
Nadal wierzymy, że jeszcze jest dla ludzkości jakaś nadzieja...
A na sam koniec kilka słów ode mnie... Czy powyższy tekst brzmi realnie? Zapewne już wiecie - jest to cała mitologia w pigułce 9 sezonów serialu "Z Archiwum X". Jak widać data 21.12.2012 roku była już od dawna bardzo popularna w USA (serial zaczęto kręcić w 1993r. - przyp. red.). Niektórzy złośliwi piszą, że serial nakręcono po to by powoli przyzwyczajać ludzkość na nadejście tego "najgorszego". Nie wiem, nie pytałem Chrisa Cartera jakie miał intencje kręcąc "X files". A dla wszystkich, którzy odczuwają nieuzasadniony niczym niepokój, polecam przeczytać Mk 13, 1-37. Miłego weekendu! :)
wtorek, 2 marca 2010
Kataklizm w Chile mógł zmienić oś Ziemi
Potężne trzęsienie ziemi, które w zeszłym tygodniu nawiedziło Chile, mogło zmienić oś Ziemi i doprowadzić do skrócenia się dni – poinformowali naukowcy z amerykańskiej agencji NASA.
Zmiana jest mało istotna, ale stała. Według wstępnych wyliczeń, każdy dzień będzie krótszy o około 1,26 mikrosekundy. Mikrosekunda to jedna milionowa sekundy.
- Potężny wstrząs zmienia ilość skał i rozłożenie masy naszej planety – wyjaśniają naukowcy.
Kiedy dochodzi do takich zmian, mają one także wpływ na prędkość, z jaką obraca się nasza planeta. A od prędkości obrotów zależy długość dnia.
- Jakiekolwiek wydarzenia na skalę światową, mające związek z ruchem masy, wpływają na rotację Ziemi – powiedział Benjamin Fong Chao z Centrum Lotów Kosmicznych Goddard w Greenbelt w stanie Maryland, kiedy wyjaśniał to zjawisko w 2005 roku.
Naukowcy wykorzystują w tym przypadku analogię do łyżwiarza. Kiedy zbliża on ramiona do ciała, wiruje szybciej. To dlatego, że wyciągnięcie ramiom zmienia rozłożenie masy łyżwiarza i dlatego zmienia też prędkość rotacji.
Richard Gross, geofizyk z laboratorium NASA w Pasadenie w Kalifornii, wykorzystał model komputerowy, aby ustalić, jak wstrząs o sile 8,8 stopni w skali Richtera, który wystąpił w Chile w ostatnią sobotę, mógł wpłynąć na Ziemię.
Naukowiec ustalił, że trzęsienie ziemi przesunęło oś Ziemi o około 8 centymetrów (3 cale). To właśnie wokół tej osi rozłożona równomiernie jest masa Ziemi. Taka zmiana może odpowiednio skrócić nasze dni.
Charlie i amerykańska agencja kosmiczna - przeczytaj artykuł
Co ciekawe, tego rodzaju zmiany nie są czymś zupełnie nowym.
Trzęsienie ziemi z 2004 roku o sile 9,1 stopni w skali Richtera, które wyzwoliło zabójcze tsunami na Oceanie Indyjskim, skróciło długość dnia o 6,8 mikrosekundy.
Z drugiej strony, można też jednak wpływać na wydłużenie dnia. Na przykład, gdyby napełniono zbiornik Three Gorges (Tama Trzech Przełomów), można by zgromadzić w ten sposób 40 kilometrów sześciennych wody. Taka zmiana masy wydłużyłaby dni o 0,06 mikrosekundy – twierdzą naukowcy.
źródło: onet.pl
Zmiana jest mało istotna, ale stała. Według wstępnych wyliczeń, każdy dzień będzie krótszy o około 1,26 mikrosekundy. Mikrosekunda to jedna milionowa sekundy.
- Potężny wstrząs zmienia ilość skał i rozłożenie masy naszej planety – wyjaśniają naukowcy.
Kiedy dochodzi do takich zmian, mają one także wpływ na prędkość, z jaką obraca się nasza planeta. A od prędkości obrotów zależy długość dnia.
- Jakiekolwiek wydarzenia na skalę światową, mające związek z ruchem masy, wpływają na rotację Ziemi – powiedział Benjamin Fong Chao z Centrum Lotów Kosmicznych Goddard w Greenbelt w stanie Maryland, kiedy wyjaśniał to zjawisko w 2005 roku.
Naukowcy wykorzystują w tym przypadku analogię do łyżwiarza. Kiedy zbliża on ramiona do ciała, wiruje szybciej. To dlatego, że wyciągnięcie ramiom zmienia rozłożenie masy łyżwiarza i dlatego zmienia też prędkość rotacji.
Richard Gross, geofizyk z laboratorium NASA w Pasadenie w Kalifornii, wykorzystał model komputerowy, aby ustalić, jak wstrząs o sile 8,8 stopni w skali Richtera, który wystąpił w Chile w ostatnią sobotę, mógł wpłynąć na Ziemię.
Naukowiec ustalił, że trzęsienie ziemi przesunęło oś Ziemi o około 8 centymetrów (3 cale). To właśnie wokół tej osi rozłożona równomiernie jest masa Ziemi. Taka zmiana może odpowiednio skrócić nasze dni.
Charlie i amerykańska agencja kosmiczna - przeczytaj artykuł
Co ciekawe, tego rodzaju zmiany nie są czymś zupełnie nowym.
Trzęsienie ziemi z 2004 roku o sile 9,1 stopni w skali Richtera, które wyzwoliło zabójcze tsunami na Oceanie Indyjskim, skróciło długość dnia o 6,8 mikrosekundy.
Z drugiej strony, można też jednak wpływać na wydłużenie dnia. Na przykład, gdyby napełniono zbiornik Three Gorges (Tama Trzech Przełomów), można by zgromadzić w ten sposób 40 kilometrów sześciennych wody. Taka zmiana masy wydłużyłaby dni o 0,06 mikrosekundy – twierdzą naukowcy.
źródło: onet.pl
piątek, 26 lutego 2010
Powódź 1997
Dotarłem wspomnieniami dzisiaj znów do powodzi w 1997 roku. Wrocław, Kłodzko i cały Dolny Śląsk znalazł się pod wielką wodą, niektórzy mówili że to woda stulecia, inni tysiąclecia. Jako dzieciak przeżyłem to ze zdwojoną siłą. Po pierwsze dlatego, że sam zabrałem się za ustawianie worków, a po drugie atmosfera tamtych czasów przypominała lata wojny - czas młodych powstańców i starszych ludzi, którzy walczyli ramię w ramię. Tamci bronili się przed niemcem i sowietami, my broniliśmy się przed Wielką Wodą. Przecież żyły we mnie jeszcze opowieści dziadka o wojnie, o powstaniu, o wielkiej ludzkiej solidarności. W tamtych dniach tego po prostu doświadczałem, aczkolwiek w inych trochę okolicznościach.
Kiedy wielka woda zawitała w 1997 roku do naszych zachodnich sąsiadów, Niemcy liczyli do końca na interwencję służb i instytucji, które w takich wypadkach są powoływane w trybie natychmiastowym. Nawet jeżeli sami próbowali chronić swoje domy, robili to pod rozkazami innych, i w prawie wszystkich przypadkach słuchali się odpowiednich służb. Gdy takowych nie było, obrona była chaotyczna, albo w ogóle nie zorganizowana. U nas stało się coś zupełnie odwrotnego.
Rozpoczęła się jedna wielka spontaniczna akcja, w której dotychczasowe role się zmieniły. Nagle okazywało się, że człowiek, którego ulica postrzegała jako pijaka, żula i awanturnika stawał się autentycznym przywódcą, wręcz dowódcą na pierwszej linii frontu i doskonale kierował obroną obranego przez siebie odcinka. Potrafił pokierować akcją układania worków, wiedział w jakie miejsce skierować ludzi do pracy, umiejętnie rozdzielał przydział na wodę pitną (której notorycznie brakowało). Ten człowiek, na którego wcześniej każdy patrzył przez pryzmat upojenia alkoholowego, teraz bez grama alkoholu zachowywał trzeźwość umysłu większą niż niejeden "specjalista na papierze", których niestety też nie brakowało.
Do prawdziwej walki na ulicy stanęli praktycznie wszyscy. Profesor z taksówkarzem, dyrektor z robotnikiem, urzędniczka ze sprzedawczynią. Pięknym widokiem było wspólne noszenie worków wnuczka z babcią. Marzenia o szczęśliwym świecie, gdzie każdy jest równy są w każdym z nas. A u nas ta historia działa się na prawdę!!! Każdy czuł obowiązek do ruszenia na pomoc sąsiadowi. Zwyciężyła prawdziwa polska SOLIDARNOŚĆ (a nie ta sterowana zza okrągłego stołu). Poprawnie nadawała jedna rozgłośnia radiowa, telewizja też działała z określonymi przerwami, ale co z tego jak większa część miasta nie miała prądu.
Wielu z was pomyśli, że to wszystko bajka, że tak nie było na prawdę. W sumie to się nie dziwię, patrząc na obecne społeczeństwo możemy się zastanawiać czy w przypadku kolejnego kataklizmu wszyscy byśmy się zjednoczyli. Jednak jak pokazuje historia, naród polski, w przypadku zagrożenia łączy się w jeden wielki sprawny i solidarny organizm. Płynąca w każdym z nas powstańcza krew nie pozwoli na przejście obojętnie wobec ludzkiej tragedii.
I niech tylko przyjdzie zagrożenie, a staniemy wszyscy na barykadzie ramię w ramię, i pokażemy jak to jest być solidarnym. Tak jak na zdjęciu obok.
Jeżeli ktoś chciałby podzielić się wspomnieniami z powodzi 1997 r lub ma zdjęcia, które chciałby udostępnić proszę o kontakt ze mną.
Kiedy wielka woda zawitała w 1997 roku do naszych zachodnich sąsiadów, Niemcy liczyli do końca na interwencję służb i instytucji, które w takich wypadkach są powoływane w trybie natychmiastowym. Nawet jeżeli sami próbowali chronić swoje domy, robili to pod rozkazami innych, i w prawie wszystkich przypadkach słuchali się odpowiednich służb. Gdy takowych nie było, obrona była chaotyczna, albo w ogóle nie zorganizowana. U nas stało się coś zupełnie odwrotnego.
Rozpoczęła się jedna wielka spontaniczna akcja, w której dotychczasowe role się zmieniły. Nagle okazywało się, że człowiek, którego ulica postrzegała jako pijaka, żula i awanturnika stawał się autentycznym przywódcą, wręcz dowódcą na pierwszej linii frontu i doskonale kierował obroną obranego przez siebie odcinka. Potrafił pokierować akcją układania worków, wiedział w jakie miejsce skierować ludzi do pracy, umiejętnie rozdzielał przydział na wodę pitną (której notorycznie brakowało). Ten człowiek, na którego wcześniej każdy patrzył przez pryzmat upojenia alkoholowego, teraz bez grama alkoholu zachowywał trzeźwość umysłu większą niż niejeden "specjalista na papierze", których niestety też nie brakowało.
Do prawdziwej walki na ulicy stanęli praktycznie wszyscy. Profesor z taksówkarzem, dyrektor z robotnikiem, urzędniczka ze sprzedawczynią. Pięknym widokiem było wspólne noszenie worków wnuczka z babcią. Marzenia o szczęśliwym świecie, gdzie każdy jest równy są w każdym z nas. A u nas ta historia działa się na prawdę!!! Każdy czuł obowiązek do ruszenia na pomoc sąsiadowi. Zwyciężyła prawdziwa polska SOLIDARNOŚĆ (a nie ta sterowana zza okrągłego stołu). Poprawnie nadawała jedna rozgłośnia radiowa, telewizja też działała z określonymi przerwami, ale co z tego jak większa część miasta nie miała prądu.
Wielu z was pomyśli, że to wszystko bajka, że tak nie było na prawdę. W sumie to się nie dziwię, patrząc na obecne społeczeństwo możemy się zastanawiać czy w przypadku kolejnego kataklizmu wszyscy byśmy się zjednoczyli. Jednak jak pokazuje historia, naród polski, w przypadku zagrożenia łączy się w jeden wielki sprawny i solidarny organizm. Płynąca w każdym z nas powstańcza krew nie pozwoli na przejście obojętnie wobec ludzkiej tragedii.
I niech tylko przyjdzie zagrożenie, a staniemy wszyscy na barykadzie ramię w ramię, i pokażemy jak to jest być solidarnym. Tak jak na zdjęciu obok.
Jeżeli ktoś chciałby podzielić się wspomnieniami z powodzi 1997 r lub ma zdjęcia, które chciałby udostępnić proszę o kontakt ze mną.
czwartek, 18 lutego 2010
Niewidziane nie znaczy groźne
Im bliżej "magicznej" daty 2012 wielkie podniecenie ludu narasta. Dziś wygrzebane z onetu: Naukowcy zaobserwowali w zeszłym tygodniu, za pośrednictwem teleskopu Hubble’a, dziwny obiekt w przestrzeni kosmicznej. Jak na razie ustalili, nie jest to kometa. Nie wiedzą oni także jakiego pochodzenia jest tajemniczy obiekt znajdujacy się w odległości 144 mln km od Ziemi – czytamy w serwisie wnd.com.
- Widziałem tysiące zdjęć z kosmosu w mojej karierze, ale na widok tego obiektu opadła mi szczęka. To coś przypomina literę X ze strumienistymi smugami w okolicy ramion – mówi Ray Willard, naukowiec współpracujący z Discovery News.
- Próbujemy ustalić, co to właściwie jest – powiedział z kolei Jim Scotti z Uniwersytetetu Arizony. Zespół Scottiego przygląda się obiektowi z Krajowego Obserwatorium Kitt Peak na przedmieściu Tucson.
- Prawda jest taka, że próbujmy ciągle zrozumieć, co to wszystko oznacza – oświadczył z kolei w wywiadzie dla "Daily Mail" David Jewitt z UCLA. – Najbardziej prawdopodobna wersja zakłada, że jest to rezultat kolizji pomiędzy dwoma asteroidami – dodał. Jak podkreśla, jeśli tak rzeczywiście jest, to jest to pierwsza taka obserwacja w historii.
NASA napisała w specjalnym oświadczeniu: "Teleskop Hubble’a zaobserwował tajemnicze szczątki w kształcie litery X i promienie kurzu, które sugerują, że jest to wynik kolizji asteroidów. Jak podkreślono, czegoś takiego, jeszcze dotąd nie zaobserwowano".
Obiekt, który został ochrzczony jako "P/2010 A2, u części osób budzi religijne skojarzenia. – Cała historia towarzysząca dacie 2012 może skutkować uznaniem tego obiektu za znak końca świata – twierdzi Villard. Jak dodaje, osoby, które przesadnie wierzą w proroctwa Nostradamusa mogą dostrzec w obiekcie gwiazdę Dawida lub Pentagram.
źródło: onet.pl
- Widziałem tysiące zdjęć z kosmosu w mojej karierze, ale na widok tego obiektu opadła mi szczęka. To coś przypomina literę X ze strumienistymi smugami w okolicy ramion – mówi Ray Willard, naukowiec współpracujący z Discovery News.
- Próbujemy ustalić, co to właściwie jest – powiedział z kolei Jim Scotti z Uniwersytetetu Arizony. Zespół Scottiego przygląda się obiektowi z Krajowego Obserwatorium Kitt Peak na przedmieściu Tucson.
- Prawda jest taka, że próbujmy ciągle zrozumieć, co to wszystko oznacza – oświadczył z kolei w wywiadzie dla "Daily Mail" David Jewitt z UCLA. – Najbardziej prawdopodobna wersja zakłada, że jest to rezultat kolizji pomiędzy dwoma asteroidami – dodał. Jak podkreśla, jeśli tak rzeczywiście jest, to jest to pierwsza taka obserwacja w historii.
NASA napisała w specjalnym oświadczeniu: "Teleskop Hubble’a zaobserwował tajemnicze szczątki w kształcie litery X i promienie kurzu, które sugerują, że jest to wynik kolizji asteroidów. Jak podkreślono, czegoś takiego, jeszcze dotąd nie zaobserwowano".
Obiekt, który został ochrzczony jako "P/2010 A2, u części osób budzi religijne skojarzenia. – Cała historia towarzysząca dacie 2012 może skutkować uznaniem tego obiektu za znak końca świata – twierdzi Villard. Jak dodaje, osoby, które przesadnie wierzą w proroctwa Nostradamusa mogą dostrzec w obiekcie gwiazdę Dawida lub Pentagram.
źródło: onet.pl
czwartek, 4 lutego 2010
Prodromy, Prodromy część 2.
Już kiedyś na swoim blogu pisałem o prodromach paruzji. Dziękuję za komentarze, które się pojawiły po tym wpisie. Obecnie jestem w Przemyślu, "załatwiam" sprawy związane z weselem. Całe szczęście zabrałem ze sobą laptopa, i wieczorkiem mogłem poczytać onet.pl. Okazuje się, że ostatni z prodromów ma się spełnić. Świątynia Jerozolimska ma zostać odbudowana (można więcej o tym poczytać w Księdze Daniela). Czy żyjemy w czasach ostatecznych? To pytanie wraca do mnie wielokrotnie. Nie przejmowałbym się tym jednak zbyt mocno, bo na każdego przyjdzie koniec. Ale sam fakt odbudowy Świątyni jest bardzo ciekawy i niesie również ze sobą kolejny zestaw pytań. Zapraszam do dyskusji!
Poniżej tekst z onet.pl (04.11.2010r)
Potomek słynnego rodu Rockefellerów ma wyłożyć pieniądze na odbudowę świętej dla Żydów Świątyni Jerozolimskiej w miejscu, gdzie znajduje się trzecie co do świętości sanktuarium islamu – informuje portal wnd.com
Początkowo informowano, że plan odbudowy świętego miejsca dla wyznawców judaizmu miał być realizowany przy współpracy różnych organizacji żydowskich, a nawet ze wsparciem Palestyny. Szybko jednak zdementowano te informacje, nazywając je "oszustwem" i "mistyfikacją".
Prawdziwą burzę wywołało oświadczenie prasowe, opublikowane przez Supriema Davida Rockefeller, dyrektora kompanii Kinti Holdings. Zapowiedział on, że odbuduje Trzecią Świątynię w Jerozolimie. Oświadczenie Rockefellera szybko rozprzestrzeniło się na chrześcijańskich portalach i blogach.
Wokół tajemniczego sponsora kłębią się jednak tumany kurzu. Przez jednych ten 34-letni spadkobierca dynastii Rockefellerów jest określany jako "magnat finansowy z mocnymi kontaktami w branży rozrywkowej", wywierający ogromny wpływ na Billa Clintona, George'a W. Busha czy Henry'ego Kissingera. Inni widzą w nim satanistę, iluminatę, czyli oświeconego osobiście przez Lucyfera. Przedstawiciel Fundacji Rockefellera powiedział natomiast, że "Supriem David Rockefeller" w ogóle nie istnieje.
Świątynne Wzgórze, gdzie być może znów stanie żydowską świątynia, należy dziś do Palestyńczyków. Stoją tam dwa meczety z VII i VIII w. – Qubbat al-Sakhra (zwany Kopułą Skały) oraz Al-Aksa. Wzgórze jest trzecim co do ważności – po Mekce i Medynie – świętym miejscem dla wyznawców islamu. To stąd Mahomet miał wyruszyć w swoją podróż do nieba, zaś przez pierwszych 16 miesięcy powołania zwracał się w czasie modlitw właśnie w kierunku Jerozolimy.
Na miejscu meczetów stała wcześniej Pierwsza, a następnie Druga Świątynia Jerozolimska – najważniejsza dla wyznawców judaizmu budowla sakralna.
Jednak Żydom nie wolno dziś modlić się na Wzgórzu, a jedynym miejscem, do którego mogą się zbliżać, jest Ściana Płaczu – odzyskana przez nich w czasie wojny sześciodniowej w 1967 roku.
Ortodoksyjni Żydzi wierzą, że odbudowa Świątyni przyspieszy przyjście Mesjasza i przyniesie erę panowania pokoju na ziemi.
czwartek, 28 stycznia 2010
Jean Alcader: Islam nie jest nową religią
Koran prawie na wszystkich stronach mówi o żydach i chrześcijanach – niby nie ma żadnych związków, a tu taki zbieg okoliczności - mówi w niezwykłej rozmowie islamolog arabskiego pochodzenia Jean Alcader.
Jean Alcader jest pochodzenia arabskiego i dobrze zna język arabski. Studiował m.in. w Papieskim Instytucie Islamologii w Kairze. Jest autorem wydanej w 2005 roku książki Pt. „Prawdziwe oblicze islamu”. We wstępie do książki pisze m.in.: „chciałbym zwrócić się do moich braci muzułmanów i zapewnić ich o moim szacunku wobec nich. Mając osobiście pochodzenie arabskie z wielką przyjemnością spotykam się podczas wakacji z moją rodziną muzułmańską w Magrebie, jak również z moimi przyjaciółmi, którzy są muzułmanami. Jednocześnie muszę powiedzieć, że od mojej młodości miałem ogromne szczęście poznać, poprzez autentyczne chrześcijańskie wychowanie, nieprzeniknioną miłość Chrystusa.
Jeśli moje słowa wydają się mocne w stosunku do islamu, niech muzułmanie wiedzą, że nie pomniejsza to mojego szacunku w stosunku do nich. W rzeczywistości chodzi tutaj o ocenę idei, co jest moim obowiązkiem, a nie osób, którym należy się szacunek. Jeśli każda osoba jest godna szacunku, jak naucza nas Nasz Pan, Jezus Chrystus, to również prawda musi być powiedziana, bo Jezus mówi, że prawda was wyzwoli” (J8, 32).
Magdalena Romaniuk: Jest Pan jednym z nielicznych islamologów katolickich, który w sposób odważny i zdecydowany mówi o islamie. Czy nie miał Pan z tego powodu problemów? Nie boi się Pan?
Jean Alcader: Do tej pory nie miałem z tego powodu żadnych problemów, ale podejrzewam, że w niedługim czasie mogą się one pojawić, szczególnie w obecnej sytuacji we Francji, gdzie nie możemy w sposób jasny i precyzyjny mówić prawdy, zwłaszcza prawdy o islamie. We Francji i w wielu krajach Europy istnieją prawa, które skazują islamofobów, tzn. osób, które nie lubią islamu. A nie chodzi przecież o lubienie czy nie lubienie jakiejś religii, ale o brak zgody na przejawy zła tej religii. Niestety, taką religią jest islam, który jest bardzo zły i niebezpieczny. Naprawdę straszne jest to, co dzieje się we współczesnym świecie z powodu tej religii.
W krajach islamu prześladowanie chrześcijan jest na porządku dziennym. Od czasu wydarzeń z karykaturami w 2005 roku w przeciągu roku w Nigerii zostało zamordowanych 50 tys. chrześcijan!
Pięćdziesiąt tysięcy?
Tak, oczywiście.
Ale czy świat o tym wie?
Niestety, niemal wszystkie informacje o prześladowaniu chrześcijan w krajach arabskich są przez media przemilczane. Czy znany jest np. fakt, że w Sudanie w przeciągu 15 lat zostało zamordowanych 3 miliony chrześcijan? Prawdziwe ludobójstwo! Kilka tygodni temu miałem okazję wysłuchać świadectwa matki, której syn – egipski kopt został w bestialski sposób torturowany i zamordowany tylko dlatego, że nie chciał się wyrzec swojego chrześcijańskiego imienia! Niestety, takich przykładów przemocy można przytaczać wiele.
Czy ktoś został za to morderstwo skazany?
Nie. W państwach islamu nie ma wyroków za zbrodnie popełnione na chrześcijanach, ponieważ prawo islamu – szariat (sharia) nie może wspierać chrześcijanina. Żeby to zrozumieć, trzeba wiedzieć czym jest islam.
A zatem czym jest islam? Skąd pochodzi?
Pierwszym kluczem do zrozumienia islamu jest dotarcie do jego korzeni. Islam wywodzi się z sekty, herezji judeo-chrześcijańskiej pierwszych wieków - ebionitów (z greckiego) lub nazarejczyków (z hebrajskiego) lub jeszcze inaczej judeonazarejczyków. Sama nazwa nie jest tu istotna, wiadomo, że dotyczy tej samej sekty.
Ebionici (nazarejczycy) uważali się z jednej strony za żydów, gdyż dokładnie przejęli ich tradycje, lecz w rzeczywistości nimi nie byli, ponieważ uznawali Jezusa jako proroka, którego żydzi odrzucili. Z drugiej strony uważali się również za chrześcijan, gdyż uznawali Jezusa za proroka, niestety nie mogli nimi być, ponieważ odrzucali Jego bóstwo. Św. Hieronim w korespondencji ze św. Augustynem napisał: „Uważają się za żydów i chrześcijan, ale w rzeczywistości nie są ani jednymi ani drugimi”.
Trzeba podkreślić, że w Koranie bardzo często jest mowa o nazarejczykach jako o przyjaciołach i przodkach muzułmanów, co m.in. wskazuje, że islam wywodzi się właśnie z tej sekty.
Czy możemy zatem powiedzieć, że islam wywodzi się z sekty, która przekształciła się w religię?
Dokładnie tak. Powiedziałbym, że od początku była to pseudoreligia, gdyż każda sekta jest taką pseudoreligią, która odstępuje od doktryny danej religii.
Islam nie jest więc nową religią, jak uważają muzułmanie. Jest zakorzeniony w judaizmie i chrześcijaństwie.
Oczywiście, że nie jest nową religią. Często się nam mówi, że jest to nowa religia, z nowym prorokiem Mahometem, z nowym miejscem Mekką, z nową ideologią, z nowymi wierzącymi, którzy nazywają się muzułmanami. Te wiadomości podaje się po to, byśmy zapomnieli o oczywistych korzeniach judeo-chrześcijańskich islamu. Pochodzenie judeo-chrześcijańskie islamu jest jasno przedstawione i poważni naukowcy zajmujący się tym zagadnieniem są co do tego zgodni, jest to ewidentne. Jeżeli ktoś uważa, że jest to hipoteza jedna z wielu – jest po prostu nieświadomy. Islam nie jest więc religią inną, niezależną - ma judeo-chrześcijańskie korzenie.
Czy mógłby Pan podać przykłady z tradycji żydowskiej i chrześcijańskiej, które zostały przejęte przez islam?
Może powiem o tych najbardziej znanych takich jak: zakaz spożywania wieprzowiny, obmywanie się przed modlitwą, chusta, którą noszą muzułmanki, obrzezanie, które dla chłopców jest konieczne do przyjęcia do wspólnoty muzułmańskiej. Muzułmanom wydaje się, że to oni wymyślili obrzezanie, a przecież jest to wielka tradycja żydowska! I obrzezanie i pozostałe ryty były wiernie przestrzegane przez żydów już 2500 lat przed powstaniem islamu! Inne tradycje zostały bezpośrednio zapożyczone od chrześcijaństwa. Post - wielka tradycja chrześcijańska rozpoczynająca się posypaniem głów popiołem poprzedza wielkie święto Zmartwychwstania Pańskiego. To nie przypadek, że post w islamie nazywa się ramadan – co po arabsku znaczy "popiół" - i kończy się wielkim świętowaniem! Również różaniec muzułmański jest zadziwiająco podobny do różańca chrześcijańskiego używanego do dzisiaj przez mnichów tradycji orientalnej. Oczywiście nie ma na nim krzyżyka i modlitwy są różne, ale ich liczba 99 wywodzi się ze wschodniej tradycji chrześcijańskiej.
Również pięć filarów islamu: 1) wyznanie wiary (el shahada), 2) rytualna modlitwa pięć razy dziennie po dwie minuty (el salat), 3) jałmużna (el zakat), 4) post (el ramadan) i 5) pielgrzymka (el hajj), są wielkimi tradycjami judeo-chrześcijańskimi.
Czy islam jest religią monoteistyczną?
Bez wątpienia islam jest jedną z trzech religii monoteistycznych obok judaizmu i chrześcijaństwa. Judaizm od czasów Abrahama jest religią monoteistyczną, również chrześcijaństwo zachowuje całkowity monoteizm. Chrześcijanin w swoim Credo mówi Wierzę w Jednego Boga... Jednocześnie w tym monoteizmie wyznajemy wiarę w Trójcę Świętą. Wierzymy w Boga w Trójcy Jedynego. Dla nas Bóg jest jednocześnie Jeden i w Trójcy.
I to jest ogromne pytanie islamu, powiedziałbym wielka pułapka islamu, gdyż od czternastu wieków wmawia się muzułmanom, że jeżeli Bóg jest Jeden, to absolutnie nie może być w Trójcy. Dlatego dla muzułmanina zamiast wyznania wiary w Jedynego Boga – Allaha, zdecydowanie ważniejsze jest zaprzeczenie wiary w Boga w Trójcy Jedynego.
Czy Koran jest księgą objawioną Mahometowi, czy jest słowem Boga?
Dobre pytanie (uśmiech). Oczywiście my chrześcijanie nie możemy myśleć, że Mahomet miał boskie objawienie, gdyż Jezus wyraźnie powiedział, że po Nim nie będzie nowego objawienia. Jezus zamyka wielkie objawienie Boże. Oczywiście nie znaczy to, że nie może być objawień świętych czy Maryi, lecz że nie będzie nowego objawienia dogmatycznego. Jako chrześcijanie nie możemy więc wierzyć, że po Jezusie było jakieś objawienie, które zwiększyłoby nasze szanse pójścia do Nieba. Muzułmanie twierdzą, że wcześniej był judaizm i chrześcijaństwo, a dopiero dzięki islamowi mamy pełne objawienie. Jezus nas zbawił poprzez swój krzyż i zmartwychwstanie – czegóż można chcieć więcej?
Kolejnym aspektem, który wskazuje nam, że nie możemy wierzyć w to „objawienie”, jest rozum. Stawiając rozum w centrum refleksji nad islamem, nie możemy uznawać, że był on „objawiony”. Rozum jasno nam pokazuje, że między objawieniem chrześcijańskim i muzułmańskim istnieje sprzeczność. Chrześcijanin nie może uznawać za prawdziwe „objawienia” muzułmańskiego.
Koran prawie na wszystkich stronach mówi o żydach i chrześcijanach – niby nie ma żadnych związków a tu taki zbieg okoliczności. Wielkie postaci biblijne takie jak Adam i Ewa (tzn. w Koranie jest napisane „żona Adama”), Abraham, Mojżesz, Izaak, Izmael, Jakub, prorocy, Jezus, Maryja, Zachariasz, Jan Chrzciciel i wielu innych występują w Koranie, oczywiście ich historie są bardzo przekształcone, przeinaczone. Dodatkowo, jakby przez przypadek, kto objawił Koran Mahometowi? Archanioł Gabriel! Tzn. powiedzmy Archanioł Gabriel. Czy to jest przypadek? Ten sam anioł, który objawił Maryi wcielenie Syna Bożego – Jezusa Chrystusa, Anioł Wcielenia, które jest bazą naszej wiary chrześcijańskiej, ten sam anioł jest pośrednikiem miedzy Allahem i Mahometem. Oczywiście Maryi i Mahometowi podaje przeciwstawne sobie wiadomości. Maryi objawia, że porodzi Syna Bożego a Mahometowi mówi, że Allah nie ma syna.
Przechodząc teraz do doktryny islamu, jaka jest więc jego prawdziwa „tożsamość”?
Jeśli mamy świadomość tego, jakie są korzenie historyczne islamu możemy przejść do jego doktryny, która jest bardzo prosta... za prosta. Islam opiera swoją wiarę na jednej jedynej modlitwie shahada (czyt. szada) – jednym krótkim zdaniu, które zawiera całe muzułmańskie wyznanie wiary i jest jej sercem. Muzułmanin powtarza je nie tylko przy okazji pięciu modlitw, o których już wspominałem, lecz również wiele razy w przeciągu dnia. Umierający muzułmanin powtarza shahada, a jeśli już sam nie jest w stanie, mówią ją za niego inni.
Czym jest więc ta modlitwa -shahada? Jest to muzułmańskie wyznanie wiary i zarazem bezpośrednia negacja Boga w Trójcy Jedynego, która wyraża się w zdaniu: „Nie ma innych bogów niż Allah i Mahomet jest Jego prorokiem”.
Muzułmanin nie mówi w swoim wyznaniu wiary wierzę w jednego Boga Allaha, lecz nie ma innego Boga niż Allah. Chciałoby się powiedzieć, że skoro nie ma innych bogów niż Allah, to po co to mówi?!
A przecież negacja sama w sobie nie istnieje. Nabiera sensu dopiero wobec afirmacji, czyli że są tacy, którzy uważają, że istnieje inny Bóg niż Allah, którzy przypisują cechy boskie Allaha dwóm osobom Jezusowi i Maryi - jest to jasno napisane w Koranie. Dla muzułmanów tymi osobami są niewierni - muszrikun. W Koranie jest jasno napisane, że są to chrześcijanie wierzący w Trójjedynego Boga! Słyszę czasami, jak islamolodzy mówią, że dla muzułmanów tymi osobami są politeiści, pytam się jednak, gdzie jest to napisane w Koranie?!
Maryja nie jest przecież osobą Trójcy Świętej.
Oczywiście, że nie. Lecz w islamie ta trójca jest dobrowolnie zdeformowana, co jeszcze raz potwierdza jego heretyckie pochodzenie, gdyż właśnie nazarejczycy uważali Maryję za jedną z osób trójcy.
W zrozumieniu islamu istotne jest by wiedzieć, że muzułmanin nie musi być dobry, by być zbawionym. Wypełnianie pięciu filarów islamu nie jest konieczne, żeby pójść do raju. Muzułmanin, żeby być zbawionym musi odmawiać shahada - Nie ma innego Boga niż Allah! - wy chrześcijanie mówicie, że tak nie jest, że jest Jeden Bóg w Trzech osobach. Jesteście politeistami, musimy więc was zabić, ponieważ nie ma innego Boga niż Allah – podaje Koran. Oto rzeczywistość islamu, oto natura islamu, oto niebezpieczeństwo islamu.
Muzułmanin opiera swoją wiarę, swoje życie duchowe i psychologiczne na negacji! Islam jest walką religijną przeciwko wszystkim, którzy mówią, że istnieje inny Bóg niż Allah, islam jest ciągłą obroną Allaha!
Uważam, ze dopóki nie zrozumiemy tego, iż negacja Trójjedynego Boga jest istotą islamu, nie będziemy w stanie zrozumieć problemów, które powoduje islam na świecie.
To nie jest tak, jak u katolików, którzy rozwijają swoją wiarę, można powiedzieć nieskończenie, bo Bóg jest nieskończony i będą mieli całą wieczność (Niebo), żeby pogłębić Jego poznanie, jest osobowe spotkanie z Jezusem Chrystusem, modlitwa, która zawsze jest różna. Credo katolickie jest bardzo rozwinięte z elementami doktryny, tysiące dzieł Ojców Kościoła, teologów, mistyków, świętych, sakramenty, nieskończoność różnych modlitw... W shahada odmawianej 25 razy w ciągu dnia nie mówi się Boże mój spraw bym był dobry dla wszystkich, spraw bym był w bliskości z Tobą...
A czym jest dżihad i czy jest on również częścią doktryny muzułmańskiej?
To pytanie wydaje się być najważniejsze. Mówiąc islam mamy na myśli religię a w rzeczywistości islam to nie religia lecz walka religijna. To ewidentna różnica. Gdyby to była religia z wiarą w Jednego Boga, to istniałoby pragnienie wejścia w duchowy kontakt z tym Bogiem, a muzułmanie takiej możliwości nie szukają. Tak jak już powiedziałem, muzułmanin w shahada wypowiada jedno zdanie Nie ma innych bogów niż Allah, co oznacza, że muzułmanin jest gotowy zwalczyć wszystkich, którzy uważają inaczej – i to jest właśnie dżihad.
Często słyszymy, że istnieje islam nastawiony pokojowo i islam walczący.
Islam to dżihad . Nie można mówić, że są muzułmanie, którzy popierają dżihad i muzułmanie, którzy za nim nie są. Islam to dżihad. Islam to święta wojna. Islam przeciwstawia się wszystkim, którzy go nie wyznają, a w szczególności chrześcijanom wierzącym w Boga Trójjedynego!
Muzułmanie podczas swych modłów wewnętrznie przygotowują się do walki. Są w stanie ekscytacji wewnętrznej i to od najmłodszych lat.
Rozumiemy teraz, że muzułmanie skłaniając się w swoich codziennych modłach akceptują walkę, świętą wojnę i gotowi są poświęcić życie dla walki z chrześcijaństwem. Trzeba to zrozumieć aby pojąć sedno islamu. Dziś, jak oglądamy na stronach internetowych obrazy ataków na chrześcijan to słyszymy komentarze, że dokonała tego grupa jakiś ekstremistów, fundamentalistów, islamistów. Mówi się wtedy nie o islamie ale o islamizmie. Ale islam jest jeden i opiera się on na jednym źródle - Koranie.
Dlaczego więc nie zabijają nas już teraz?
Oczywiście oni rozumieją iż w Europie jest prawo, które ich nie chroni i jeśli zabiliby kogoś to natychmiast wpadliby w ręce policji. Wiadomo, że gdyby nowo przybywający muzułmanie zaczęli zabijać innych, to byłby ich koniec. Jednak w Europie islam jest dobrze zorganizowany. Sednem jest to, że wiadomo iż trzeba zwalczyć chrześcijan (generalnie mieszkańców Europy, gdyż nawet ateiści uważani są za przesiąkniętych kulturą chrześcijańską). Trzeba ich wyniszczyć i aby to było skuteczne, należy wprowadzić do Europy jak najwięcej muzułmanów i pewnego dnia jak słowo dżihad zostanie wypowiedziane, a myślę że nastąpi to wkrótce, w takiej sytuacji rozpocznie się rzeź, jak to się stało w krajach arabskich u samego początku islamu.
Wydawać się to może zbyt straszne, ale niestety taka jest rzeczywistość. Istnieje takie powiedzenie: „jak jest się młotem to się uderza, jak się jest gwoździem to się cierpliwie oczekuje”, znaczy to, że gdy jest się silnym młotem to się uderza kiedy chce i w co chce, a gdy jest się gwoździem to się cierpliwie znosi i czeka godziny, godziny w której będzie można uderzyć młotem!
Muzułmanie cierpliwie oczekują godziny świętej wojny, aż zostanie ogłoszona w Europie. Przygotowują się nieustannie, świadomi tego, że póki co, muszą czekać pozostając wojownikami w rezerwie. „Mamy we Francji armię złożoną z 3-4 milionów muzułmanów gotową w każdej chwili do akcji w każdej chwili” - odpowiedział młody muzułmanin, zapytany przez francuskiego dziennikarza Phillipe’a Aziz’a, którego cytuję w mojej książce.
Kto może wydać rozkaz do dżihadu, skoro nie ma kalifa, który był za to odpowiedzialny?
Osobiście uważam, że decyzję podejmie na poziomie międzynarodowym odpowiedzialny duchowny z ugrupowań takich jak Hezbollah czy Hamas lub jakiś przywódca z Uniwersytetu Le Cité de la Al-Azhar w Kairze, który dla muzułmanów jest autorytetem międzynarodowym. Wystarczy by przedstawiciel uniwersytetu ogłosił fatwa i jestem przekonany, że w obojętnie jakim miejscu na świecie fatwa ta będzie wykonana.
Czy muzułmanie mają świadomość tego wszystkiego?
Wielu taką świadomość ma. Pochodzę z rodziny muzułmańskiej. Jeżdżąc do Magrebu i spotykając się z rodziną ze strony mego ojca jestem często pytany i atakowany. Przede wszystkim pyta się mnie, jak mogę być chrześcijaninem i wierzyć w kilku Bogów. Czuje się tą agresywność i gotowość do walki. W stosunku do mnie są oni mniej agresywni, bo jesteśmy sobie bliscy, ale widzę, że w tym wszystkim są bardzo pogubieni. W islamie wpajając od najmłodszych lat shahada przygotowuje się ludzi do walki. Nie wszyscy są do niej w pełni gotowi, ale jak mówi turecki biskup Bernardini ci, którzy mają jakieś wątpliwości w momencie rozkazu podążą za innymi. Powiedzą sobie, że to godzina Allaha, godzina Jego sądu i wówczas wielu muzułmanów, których obecnie nazywamy umiarkowanymi, będzie gotowych do walki.
Jeśli w kraju arabskim dochodzi do tortur czy zabójstwa chrześcijanina nie znajdziemy nigdy nikogo, kto powie, że się z tym nie zgadza, że jest to niedopuszczalne, nikt tego zabójstwa nie potępi. Nawet muzułmanie tzw. umiarkowani nie zanegują tego. W krajach arabskich nie ma żadnego rządu, który zareaguje kiedy ofiarą agresji będzie nie-muzułmanin. Obojętnie czy ofiarą będą trzy osoby, sto czy 50 tysięcy. Powiedzą, że to przecież chrześcijanin, w podtekście sugerując, że właściwie dobrze się stało.
A chrześcijanie czy nawet ateiści, we Francji i Europie, mają świadomość tego, co niesie ze sobą islam?
Oczywiście, że nie. Kto ma świadomość, że islam to walka religijna? Nam chrześcijanom od najmłodszych lat wpaja się 10 przykazań, by być coraz lepszym, by czynić dobro, nie kraść, nie zbijać itp. Wiemy, że nie możemy rozprzestrzeniać naszej religii wszelkimi możliwymi środkami. Dla nas najważniejszym jest być chrześcijaninem i żyć jak chrześcijanin.
Najważniejszą rzeczą dla muzułmanina to odmawiać shahada i przygotować się do walki, aby rozprzestrzeniać islam wszelkimi środkami. Muzułmanie masowo przybywający do Europy wiedzą, że zdobywszy skrawek ziemi, w ich myśleniu pogańskiej, zdobywają tą ziemię dla islamu. Oczywiście, muzułmanin przybywa często na Stary Kontynent w związku z lepszą sytuacją ekonomiczną czy socjalną, ale również z przekonaniem wypełniania duchowej misji. Rozpowszechniając islam w Europie pracują dla Allaha i wiedzą, że Allah ich wynagrodzi, nawet jeśli trzeba będzie zabijać ludzi czy walczyć z nimi. Przekonani są, że Allah będzie szczęśliwy.
Np. jednym z celów tego, co się obecnie dzieje w Libanie jest pozbycie się chrześcijan. Na początku wojny z 1975 roku, która trwała 17 lat Liban zamieszkiwało 75 proc. chrześcijan. Obecnie jest ich tylko 20 proc. a po ostatnich wydarzeniach [wojna Izrael-Hezbollah jesień 2006 przyp red.] jeszcze mniej! Hezbollah, finansowany przez Iran, za którym stoją światowe i finansowe potęgi, niszcząc południowy Liban pozbywa się chrześcijan. Chrześcijanie nie mają za co wrócić, nie mają za co odbudować swoich zniszczonych domów, nie mają zapewnionych na to żadnych środków. Natomiast powracający muzułmanie mają prawo do 20 tysięcy euro na odbudowę domu. Te informacje można wyczytać na stronach internetowych. Muzułmańskie kobiety za noszenie chusty otrzymują miesięcznie 200 euro a muzułmanie za noszenie brody 400 euro miesięcznie. Za tym wszystkim stoi siła Hezbollahu pochodząca z Iranu.
W podobny sposób islam wkracza do Europy.
Dlaczego nadal wykonywane są wyroki śmierci na muzułmanach nawróconych na chrześcijaństwo?
Dlatego, że w islamie zabija się w obronie Allaha, a nie mówi się, że zabójstwo niewinnych osób to zbrodnia. Jakie to nielogiczne. W islamie związek wiary i rozumu nie istnieje. Rozum jest usunięty z wiary. W islamie nade wszystko nie wolno zastanawiać się nad swoją wiarą. Dlatego uważam,że słowa papieża Benedykta XVI wypowiedziane we wrześniu 2005 roku w Ratyzbonie staną się przyczyną wielu nawróceń, gdyż muzułmanie, którzy zaczną zastanawiać się nad swoją religią, odkryją, że to nie jest prawda. Islam utrzymuje się poprzez tyle wieków poprzez ignorancję. Islam aby przetrwać odrzuca rozum. Jeśli islam umieściłby rozum w refleksji nad swoją wiarą upadłby sam, gdyż jest zupełnie nielogiczny.
W islamie żadnego znaczenia nie ma również historia. Np. jeden z moich wujków zapewniał mnie pewnego razu, że Abraham był wujkiem Mahometa, ja mu na to odpowiadam, że jest przecież kilka tysięcy lat różnicy między nimi, więc jest to z pewnością bardzo stary wujek (uśmiech). On mi jednak mówi, że tak jest napisane w Koranie i koniec (jest to w Sunnie, która jest komentarzem do Koranu, przyp. Jean Alcader). Jeżeli coś jest napisane w Koranie czy Sunnie, to już się nad tym nie zastanawiają, nawet jeśli logicznie nie trzyma się to całości. W Koranie jest też napisane, że Miriam jest matką Jezusa i jednocześnie siostrą Mojżesza i Aarona. To nieważne, że dzieli je prawie 2000 lat. Tak jest napisane w Koranie i tak ma być!
Wracając do pytania, jak opowiadał jeden kapłan z Lyonu, kiedy w trzy tygodnie po chrzcie świętym młodego człowieka z lyońskich przedmieść, znaleziono go ugodzonego śmiertelnie nożem, to prasa regionalna podała, iż było to wyrównywanie rachunków podczas bijatyki między młodocianymi bandami. My wiemy, że przyczyną morderstwa było przyjęcie chrztu św. To jest częste również w Europie. Wszelkie chrzty w krajach arabskich odbywają się w wielkiej, wielkiej tajemnicy. Wyrok śmierci dla tych muzułmanów, którzy przyjęli chrzest pochodzi z prawa muzułmańskiego – szariatu wywodzącego się z Koranu. Jest w nim napisane, iż należy zabijać przechrzczonych i wyszukiwać ich wszędzie. Dlatego we wszystkich sprawach dotyczących przejścia muzułmanów na wiarę chrześcijańską należy być bardzo ostrożnym.
Profesorowie, naukowcy i cała inteligencja islamu, jak oni to tłumaczą?
Aby wytłumaczyć pełen sprzeczności Koran powstała Sunna. Jest ona zbiorem ponad miliona wyjaśnień. „Tłumacząc” sprzeczności w Koranie tworzy się kolejne pchając ludzi w kompletną niewiedzę. Tak naprawdę nic się nie wyjaśnia i to jest bardzo wielki problem.
Spotykam wielu muzułmanów, którzy zaczęli stawiać sobie pytania i w końcu nabierać coraz to większych wątpliwości wobec islamu. Oni często zmieniają wyznanie, przechodzą na chrześcijaństwo. Znam muzułmanina, który zmienił wyznanie w efekcie prześladowań chrześcijan w Egipcie. Powiedział sobie, że to przecież nie jest możliwe, aby tak postępować i w końcu odkrył chrześcijaństwo.
Będąc kiedyś w Egipcie i rozmawiając z młodą muzułmanką opowiadałem jej o Ewangelii. Natychmiast mnie zastopowała mówiąc, czy wiem, że jeśli uwierzy i przejdzie na chrześcijaństwo, to będzie skazana na śmierć przez rząd swojego własnego kraju. Odpowiedziałem jej, że wiem. Ale powiedziałem jej również, że jest osobą wolną!
Kontynuując rozmowę, podarowałem jej Biblię po arabsku i angielsku i wyjeżdżając z Egiptu wiedziałem, że przeczytała już 4 Ewangelie oraz listy św. Piotra. Była bardzo dotknięta tym wszystkim, co udało jej się odkryć w Ewangelii.
Czy prawdą jest, że muzułmanie którzy przeszli na chrześcijaństwo nadal uczestniczą w świętach islamskich?
Niestety tak, to prawda. Niestety dla nich oczywiście, bo są zmuszeni do ukrywania się ze względu na niebezpieczeństwo jakie im grozi. Nawet niedawno podpisując książkę zwrócił się do mnie młody człowiek mówiąc, że zarwał z islamem, że nie chce o nim więcej słyszeć, ale niestety uczestniczy w modlitwach muzułmańskich z obawy przed represjami.
Równocześnie chciałbym podkreślić, że bardzo często nawrócony na chrześcijaństwo muzułmanin gotowy jest na męczeństwo.
Co sądzi Pan o deklaracji soborowej Nostra aetate, dotyczącej dialogu z innymi religiami, która bardzo „łagodnie” odnosi się do islamu. Nie jest to przeciwstawne temu, co Pan mówi?
Chciałbym zaznaczyć, że deklaracja, o której Pani wspomniała odnosi się nie do naszego stosunku do islamu opartego na Koranie, ale do naszego stosunku do muzułmanów. Dlatego uważam, że nie jest to sprzeczne z tym, co powiedziałem. Osobiście podczas spotkań z imamami czy zwykłymi muzułmanami nie wyszczególniam nagle prawd wiary chrześcijańskiej i nie wdaję się z nimi zaraz w polemikę. Podczas rozmów z muzułmanami próbuję znaleźć i podkreślić wspólne dobre cechy, punkty nas łączące. Staram się właśnie praktykować to, czego naucza Sobór. Gdy muzułmanin mi mówi, że wierzy w Boga, to mu odpowiadam, że to bardzo dobrze. On kontynuuje dalej, że wierzy w Jezusa jako proroka, znów mu odpowiadam, że to świetnie, że w tak wierzy. Póki co zgadzamy się, ale dalej mówię mu: uwaga, wywodzicie się od sekty judeo-chrześcijańskiej i przeciwstawiacie się Bóstwu Jezusa, dalej tłumaczę mu, że są w błędzie stojąc w opozycji do doktryny chrześcijańskiej. Kościół poprzez zbliżenie, nie chce pozostawić muzułmanów w tym, w czym tkwią, lecz pomóc odkryć im wiarę chrześcijańską, dotykając spraw, które nas łączą i które pozwolą być może w przyszłości przejść im z islamu do chrześcijaństwa. To jest wielkie wezwanie, wielka praca.
Dla przykładu. Niedawno przed konferencją, podszedł od mnie młody 20-letni muzułmanin z Maroka. Powiedział mi, że cała jego rodzina jest muzułmańska, ale jak się tak zastanowi, to nachodzą go pytania, wątpliwości i właściwie jest na etapie poszukiwania.
Uprzedziłem go, że w dyskusji będę twardy w stosunku do islamu a on na to, że jest otwarty. Przedstawiłem więc wszystko to o czym i my teraz rozmawialiśmy, korzenie, doktrynę, niebezpieczeństwa. Po wykładzie, kiedy na niego spojrzałem, zobaczyłem że jest zupełnie blady. Zrozumiałem, że to co powiedziałem, zupełnie go zdestabilizowało, zachwiało wszystko w co wierzy i co od małego mu wpajano. W ciągu kilku chwil „zmiotłem” wszystko czym żył od zawsze. Podszedłem potem do niego i zapytałem czy to, co usłyszał jest trudne? On na to, że to szczera prawda! Trudna ale prawda! Ja szukam prawdy powiedział. Jeśli dojdę do tego, że to wszystko co usłyszałem jest prawdą, to oznajmiam że zostanę chrześcijaninem. Była to najpiękniejsza deklaracja jaką usłyszałem od wielu tygodni.
Powiedział Pan tyle przerażających rzeczy, że nie sposób zapytać o jakieś elementy dające nadzieję na pozytywny rozwój wydarzeń. Są takie?
Tak, w rzeczywistości to wszystko o czym rozmawialiśmy jest zatrważające i powodujące strach w naszych sercach. Chcę powiedzieć, że strach to chwila przemijająca, stan, dzięki któremu odkrywamy rzeczywistość. Wiele osób mówi, iż nie trzeba się bać. Uważam, że bać się należy, dlatego że jeśli „przeszliśmy” przez strach i uda nam się zdjąć jego zasłonę, to potem wiemy co robić.
Fakty jasno nam wskazują, że wydarzenia potoczą się w złym kierunku z powodu islamu. Przez wiele lat przymykano na to oczy i teraz poniesie się tego konsekwencje. Powiedzieć należy, że jest nadzieja. Dobry Bóg, ma w opiece wszystkich, którzy słuchają słowa Bożego i głoszą wiarę w Niego. Pan Bóg nas chroni i jednocześnie każe być odważnym i mówić prawdę. Wiem, ze to wszystko jest trudne do przyjęcia, ale czy z tego powodu mam tego nie wypowiadać? Myślę, że ci którzy przyjmują te prawdę, są w pewien sposób uprzedzeni. Zrozumieją toczące się rozgrywki i będą, można powiedzieć, przygotowani na wydarzenia jakie wywoła islam. Im bardziej jesteśmy świadomi islamu, tym lepiej będziemy mogli się przygotować w odpowiednim momencie.
Co ma Pan konkretnie na myśli?
Trzeba przygotować prawa, które nas uchronią przed prawami muzułmańskimi. Dlatego ważne jest, żeby ludzie zajmujący się polityką mieli świadomość tego, czym jest islam i potrafili reagować na poziomie politycznym. Przeciwstawiać się prawom muzułmańskim, które np. już na przedmieściach dużych miast i prowincji Francji gangrenują państwo. Na poziomie europejskim podobnie. Następnie, nie wybierać polityków sprzyjających islamowi, to musi być ważne kryterium przy głosowaniu. Na poziomie osobistym, trzeba być świadomym i działać wg swoich możliwości. Porównałbym tę sytuację do tej z czasów Noego. Noe uprzedzał, nawoływał, ludzie jednak nie dopuszczali do siebie tej strasznej myśli o potopie, nie chcieli wiedzieć. Uratowali się więc ci, którzy posłuchali Noego i weszli do Arki. Wszyscy ci, którzy jak przysłowiowy struś, chowają głowę w piasek i nie chcą dopuścić do siebie tej trudnej prawdy o islamie, będą ponosić jego konsekwencje.
Najważniejszą rzeczą jest jednak modlitwa, zwrócenie się do Boga, błaganie Go o pomoc, o przebaczenie.
Być może trzeba wstrząsu, żeby ludzie otworzyli oczy, zobaczyli zło i zwrócili się do Boga. Bóg nas chroni ale i nas przygotowuje.
Dziękuję za rozmowę.
Ważne jest, żebyście wy Polacy, mimo iż problem ten nie dotyczy was jeszcze bezpośrednio, byli świadomi tego wszystkiego, o czym mówiłem.
Raz jeszcze dziękuję.
Rozmawiała Magdalena Romaniuk,
Paryż, 20 listopada 2006
źródło: http://fronda.pl/news/czytaj/jean_alcader_islam_nie_jest_religia
wtorek, 5 stycznia 2010
Zagadka Księżyca
Subskrybuj:
Posty (Atom)